sobota, 29 lutego 2020

Obowiązkowy punkt repertuaru. "Dziadek do orzechów" Giorgia Madii w Teatrze Wielkim w Łodzi



Sądzę, że dorośli nigdy tak naprawdę nie dorośleją a przynajmniej w okresie zimowym większość z nas przypomina sobie, jak to przyjemnie było być dzieckiem. No i kiedy zbliżają się święta chętniej oglądamy na scenie baśnie niż dramaty, szczególnie zaś te baśnie, które są pięknie zrealizowane, jak na przykład „Dziadek do orzechów" w Teatrze Wielkim w Łodzi, którego miałam przyjemność obejrzeć 7 lutego.


„Dziadek do Orzechów" a właściwie „Dziadek do orzechów i Król Myszy" (niem. „Nussknacker und Mäusekönig") to baśń wydana po raz pierwszy w Berlinie w 1816 roku a napisana przez Ernsta Theodora Amadeusa Hoffmanna, urodzonego w Królewcu niemieckiego poetę i pisarza epoki romantyzmu, uważanego za jednego z prekursorów literatury grozy. Opowieść, która od początku wzbudzała duże zainteresowanie czytelników, utrzymana jest w baśniowej konwencji i opowiada o przygodach małej Klary w świecie ożywionych zabawek. Być może nie wszyscy wiedzą, że dla czytelnika francuskojęzycznego tę baśń przetłumaczył Aleksander Dumas (ojciec) i to właśnie jego przekład stał się inspiracją dla Piotra Czajkowskiego.


fot. Chwalisław Zieliński



„Dziadek do orzechów" w Teatrze Wielkim to balet w choreografii Giorgia Madii. Premierę miał już dość dawno temu, bo w październiku 2008 roku, ale nieprzerwanie cieszy się dużą popularnością wśród teatralnej publiczności. Zresztą nie ma co się dziwić: doskonała muzyka, ciekawe libretto i bajkowa inscenizacja. A jeżeli dodać do tego świetny zespół baletowy pod kierownictwem Wojciecha Domagały – sukces i powodzenie wydaje się oczywistością. Scenografię i kostiumy do tej realizacji baletu zaprojektowała Cordelia Matthes. Piękne, oszczędne w formie - a jednocześnie znakomicie nawiązujące do czasu akcji - dekoracje doskonale budowały odświętny nastrój i przykuwały uwagę. Ogromna choinka skonstruowana w czerwonych kul – bombek była centralnym punktem scenografii w scenach „realnych". Przy pomocy czerwieni została zresztą zbudowana cała przestrzeń sceny i ta sama intensywna czerwień dominowała także w kostiumach. W scenach „odrealnionych", kiedy Klara (jej rolę odegrała Alicja Bajorek) zasypia i przenosi się w marzeniu sennym do krainy, w której ożywają zabawki i dzieją się rzeczy cokolwiek dziwne, dekoracja skrzy się srebrem, złotem i bielą stanowiąc doskonałe tło dla tanecznych popisów.


fot. Chwalisław Zieliński



A były to popisy wyśmienite, skomponowane przez choreografa z przymrużeniem oka i dużą dawką humoru a przy tym z niezwykłym urokiem. W tańcu hiszpańskim byczek miał różową pupę, w tańcu włoskim humorystycznie nawiązano do stereotypowego postrzegania rodziny i religijności przez Włochów, ze szczególnym uwzględnieniem szacunku wobec głowy rodziny, ale także do ich zamiłowania do kobiet. Podobnie w tańcu rosyjskim choreograf przyjaźnie rozprawia się ze stereotypem. Szczególnie pięknie natomiast skomponował taniec arabski. Tancerka ani razu podczas tego tańca nie dotknęła swoimi stopami ziemi! Brawo! Był to układ bardzo trudny do wykonania i niezwykle widowiskowy. Bardzo ładnie wypadło śnieżne adagio w wykonaniu Laury Korolczuk i Joshui Legge, podobnie jak walc w wykonaniu Riho Okuno. A już wyjątkowo perfekcyjnie zatańczyli Alicja Bajorek i Yuki Itaya, który nie dość, że świetnie partnerował, to wypadł także doskonale pod względem wyrazowym. Wraz z Alicją Bajorek stworzyli piękny duet i oby częściej publiczność miała okazję ich razem oglądać, bo mając do wykonania tak trudną choreografię wykazali się prawdziwym kunsztem tanecznym. Należy tu także wspomnieć o występujących w spektaklu uczniach Ogólnokształcącej Szkoły Baletowej im. F. Parnella w Łodzi. Publiczność ostatniego w tym sezonie pokazu „Dziadka do orzechów" nagrodziła ich gromkimi brawami i uczyniła to zasadnie, ponieważ zaprezentowali się świetnie. Szczególnie urokliwie wystąpili najmłodsi uczniowie łódzkiej szkoły.


fot. Chwalisław Zieliński



Jak sądzę „Dziadek do orzechów" w choreografii Giorgia Madii nie zestarzeje się szybko i jeszcze długo będzie zachwycał publiczność w Teatrze Wielkim w Łodzi, bowiem ze względu na prezentowane kompozycje ruchowe jak i plastykę spektaklu, realizacja wciąż pozostaje interesująca i świeża. Oczywiście będą zmieniać się soliści wykonujący poszczególne tańce, ale to tylko zachęci tych, którzy już widzieli balet w tej odsłonie do ponownego obejrzenia go. Realizacja jest nowoczesna, muzyka i libretto ponadczasowe i chociaż zazwyczaj uznaję brak żywej muzyki za mankament pokazu, tym razem ów brak nie przeszkadzał.

Wprost przeciwnie - pomógł mi w skupieniu się na pięknie ruchu, którego w wykonawstwie tancerzy baletowych łódzkiego teatru było pod dostatkiem.


***

"Dziadek do orzechów"
- P. Czajkowski
Teatr Wielki w Łodzi
premiera: 18.10.2008


REALIZATORZY:


reżyseria: Giorgio Madia
choreografia: Giorgio Madia
scenografia: Cordelia Matthes
kostiumy: Cordelia Matthes
światło i odbicia: Jerzy Stachowiak
autor libretta: Marius Petipa, Iwan Wsiewołożski
inscenizacja: Giorgio Madia


OBSADA:

Klara - Alicja Bajorek
Śnieżne adagio - Laura Korolczuk, Joshua Legge
Pas de deux - Alicja Bajorek, Yuki Itaya
Drosselmeier - Kiryl Szczerban
Król myszy - Brandon Demmers
Lalka - Boglarka Novak
Żołnierzyk - Maciej Pletnia
Kosmonauta - Dominik Senator
Walc solo - Riho Okuno
Koryfeje i Zespół Baletu Teatru Wielkiego w Łodzi




środa, 26 lutego 2020

Konferencja prasowa przed premierą "Greka Zorby"


We wtorek 25 lutego br. w Teatrze Wielkim w Łodzi w związku ze zbliżającą się premierą baletu "Grek Zorby" w choreografii Lorca Massine, znakomitego tancerza i choreografa odbyła się konferencja prasowa. Prapremiera spektaklu miała miejsce w 1990 roku także w Łodzi a sam spektakl został wtedy bardzo pozytywnie przyjęty przez publiczność. Teraz, po 30 latach, "Grek Zorba" powraca na scenę Teatru Wielkiego w odświeżonej odsłonie. Jego premiera odbędzie się w niedzielę 29 lutego.

Materiały prasowe Teatru Wielkiego w Łodzi


Zdaniem choreografa, który sam również występował w spektaklu wiele razy, “dzisiejsza wersja potrzebuje dawki świeżej energii". "Przez wiele lat konsekwentnie wnosiłem niewielkie zmiany, przez co choreografia jest bardziej nasycona, „strawna”, szczególnie jej pierwsza część. Teraźniejszy Zorba podoba mi się bardziej” - powiedział Massine. Na konferencji prasowej byli obecni również dyrektor naczelny Teatru Wielkiego Dariusz Stachura, kierownik baletu Wojciech Domagała, zastępca dyrektora ds. artystycznych Krzysztof Marciniak, Anna Krzyśków, asystentka choreografa i odtwórczyni roli Mariny w łódzkim spektaklu z 1990 r., Zuzanna Markiewicz odpowiadająca za kostiumy i dekoracje oraz zespół zdolnych tancerzy - Joshua Legge (Grek Zorba), Laura Korolczuk (Marina), Dominik Senator (John), Alicja Bajorek (Madame Hortense) oraz Yuki Itaya (Manolios). Artyści zgadzają się, że spektakl jest dla nich ważny, stanowi wyzwanie a odgrywana historia niesie z sobą znaczące przekazy o przyjaźni, miłości, wolności i życiu, która być może poruszy widzów. 


fot. Joanna Miklaszewska


Podczas konferencji przedstawiono także informacje dotyczące nadchodzących wydarzeń w Teatrze Wielkim.

Powodzenia!


kik

Na podstawie materiałów prasowych

sobota, 8 lutego 2020

Wizyta w teatrze Szekspira


Na wstępie trzeba zaznaczyć iż Globe to nie jest autentyczny teatr z czasów szekspirowskich – to jego rekonstrukcja. Budowla, w którym wystawiane są sztuki i oprowadza się  wycieczki została zrekonstruowana i otworzona dla turystów w późnych latach 90-tych wg projektu Buro Happold. Działalność teatru otwarto przedstawieniem "Henryk V" w 1997 roku. 




Wycieczka z przewodnikiem/aktorem trwa około 40 minut a zakup biletu wstepu to koszt 17 funtów.Podczas oprowadzania po obiekcie poznajmy historię prawdziwego The Globe, zbudowanego w 1599 roku, który spłonął w pożarze w 1613 roku W 1614 roku został odbudowany i szybko wznowił działalność, ale niestety ze względu na interwencję ze strony purytanów teatr został w 1642 roku zamknięty a dwa lata później zburzony. Oryginalny The Globe nie znajdował się dokładnie w tym samym miejscu, w którym stoi jego dzisiejszy brat bliźniak – stał około 300 metrów dalej. Ponieważ w XVII wieku Tamiza była znacznie szersza i teatr znajdowała się tuż przy brzegu rzeki, dlatego by oddać klimat tamtych czasów zdecydowano się, by rekonstrukcja tym razem także znalazła się przy brzegu rzeki. Część miasta, gdzie stał oryginalny The Globe jest obecnie zabudowany domami, które chronione są przed zburzeniem.




Podczas rekonstrukcji teatru w latach 90 starano się zachować i odwzorować The Globe z XVII wieku oraz zbudować teatr w taki sam sposób i przy użyciu takich samych technik, jakie były wykorzystywane w średniowieczu. W osiągnięciu tego celu pomogło odkrycie pozostałości po Rose Theatre, sąsiada The Globe, ich dokładna analiza i zrozumienie w jaki sposób wyglądał teatr. Shakespeare’s Globe Theatre został zbudowany także z uwagą na to, by spełnione zostały dzisiejsze wymagania w zakresie bezpieczeństwa. Z tego też względu w Shakespeare’s Globe mieści się 1400 osób, gdy tymczasem oryginalny Globe zapewniał miejsca aż 3000.




Ze względu na fakt, iż Shakespeare’s Globe to nie tylko atrakcja turystyczna, ale także teatr, który prężnie działa i wystawia sztuki, podczas wycieczki może zdarzyć się sytuacja, że w tym samym czasie na scenie trwa próba lub że ktoś z obsługi przejeżdża z wózkiem pełnym rekwizytów. Myślę, że to dodatkowy atut i atrakcja, która urozmaici zwiedzanie The Globe. W Shakespeare’s Globe sztuki zazwyczaj wystawiane są w okresie letnim ze względu na otwarty dach. Zimą natomiast budynek spełnia głównie cele edukacyjne cele. Jednak podczas chłodniejszych wieczorów widzowie na czas spektaklu zawsze mają do dyspozycji koce i poduszki. 


 *** 

Przewodnik podzielił się z nami osobistymi doświadczeniami ze sceny na Shakespeare’s Globe, anegdotami i wskazówkami przy wyborze miejsc na spektakl, oraz plusami i minusami każdej ze stref biletowej. Bilety w strefie stojącej, a więc te najbliżej sceny, są stosunkowo tanie jak na londyńskie ceny (7 funtów) a oglądanie pracy aktorów z tak bliska i w warunkach, które mają odwzorowywać i przypominać te sprzed kilku wieków musi być niezwykłym przeżyciem.




kik



środa, 5 lutego 2020

Akt w tańcu czy taniec w akcie? "Humanka" w reż. Leny Frankiewicz wTeatrze Nowym w Łodzi

 

W miniony piątek, 31 stycznia 2020 r., w Teatrze Nowym im. K. Dejmka w Łodzi odbyła się premiera „Humanki" Jarosława Murawskiego w reżyserii Leny Frankiewicz. Spektakl poruszający problem natury egzystencjalnej, czyli być albo nie być w związku a jeżeli tak, to w jakim i dlaczego, ma szansę długo nie schodzić z afisza, bo realizatorzy zadbali o to, żeby było w nim wszystko to, co może spodobać się przeciętnemu widzowi.

Rzecz dzieje się w przyszłości. Em – w tej roli wystąpił Bartosz Turzyński - chłopak o nieco rozchwianej osobowości i nie odnajdujący się w związkach z kobietami, postanawia zakupić robota doskonale imitującego kobietę, czyli humankę. Szi (Marianna Zydek występująca w spektaklu gościnnie), kobieta-robot o nieprzeciętnej urodzie i wyjątkowej inteligencji, jest przez jakiś czas partnerką idealną - piękną, posłuszną i spełniającą wszelkie życzenia Em.

Z czasem jednakże zyskuje umiejętność odczuwania emocji i zakochuje się w swoim właścicielu. Ten zauważa zmianę w zachowaniu humanki i postanawia oddać ją za połowę ceny swojemu przyjacielowi Markusowi (w tę postać wcielił się Michał Kruk). Shi wpada w rozpacz i od nadmiaru emocji... zawiesza się. Ostatecznie i tak trafia do Markusa, który jest ewidentnie nią zachwycony, natomiast Em odczuwając chyba boleśnie samotność kupuje sobie mechanicznego pieska i zadowala skąpą relacją z Mi, czyli inteligentnym systemem zarządzającym jego domem / mieszkaniem (głosu użyczyła mu niezawodna Monika Buchowiec).


Fot. Natalia Kabatow


Realizatorzy zadbali o to, żeby wchodząca na widownię po pierwszym dzwonku publiczność od razu przeniosła się w przyszłość. Przygaszono światła, w tle rozlegał się jakiś komunikat czy też rozmowa a kilka minut przed rozpoczęciem spektaklu jedno z miejsc na widowni zajął Markus. O konieczności wyłączenia telefonów poinformowała publiczność Mi i od razu widz został wrzucony na głęboką wodę, która jednakże okazała się raczej płycizną: dłuższą chwilę obserwował bardzo żywiołowy akt kopulacji Dżo (Anna Bieżyńska) i gumowej seks-lalki mężczyzny. Jednocześnie co bardziej interesujące zbliżenia wrzucano w czasie rzeczywistym na ekran podwieszony z tyłu sceny.

W ogóle w „Humance" było całkiem sporo seksu i to takiego na granicy dobrego smaku, bo kopiowanie rzeczywistości na wprost zawsze trąci banałem i zwykłym podglądactwem. Właściwie wszystko kręciło się wokół kopulacji, bo to za jej pomocą realizatorzy zdefiniowali związek. Zbytnie to jednak uproszczenia i nadmierny skrót myślowy. Całkiem nieźle natomiast wyglądała reinterpretacja aktu seksualnego w postaci tańca z podnoszeniami w wykonaniu Em i Schi, zapewne w choreografii Karoliny Kraczkowskiej. Bartosz Turzyński i Marianna Zydek ryzykowali tu poważne kontuzje, ale obyło się bez potknięć i upadków. Na pewno nie była to ruchowo łatwa scena i zdecydowanie należy docenić wysiłek włożony w jej wykonanie. Zresztą Zydek była w mojej ocenie doskonale przygotowana ruchowo i rolę humanki także od strony choreograficznej odegrała bardzo dobrze. Wystarczy wspomnieć scenę, kiedy Szi tańczy czy nawet tę, w której Em ma sen o małpach.


Fot. Natalia Kabatow


Słabym punktem w jej grze, był za to brak wiarygodności w scenie, w której Em informuje Schi, iż ma ona zamieszkać z Markusem. Ale może roboty tak już mają, że udają – zresztą to byłoby uzasadnione, gdyby nie było przerysowane. Reakcja Szi była raczej śmieszna i współczucia we mnie nie wzbudziła, ale być może niektóre kobiety i roboty takie zachowania przejawiają, kiedy porzuca je partner. We mnie wzbudza to niesmak i zażenowanie. W każdym razie publiczność mogła śledzić łagodną przemianę osobowości – czy roboty mają osobowość? – Szi. Ta przemiana była subtelnie prowadzona i za to należą się brawa dla aktorki. Za subtelność i świetne przygotowanie ruchowe.

Bartosz Turzyński w żadnym momencie nie zawiódł, bo to po prostu dobry aktor. Zagrał faceta, który obawia się wchodzić w związki wymagające wzajemności. Dlatego Szi, która miała być spełnieniem marzeń o idealnej partnerce bez wymagań i oczekiwań, zawodzi go, bo zakochuje się w nim i dlatego też jawnie rani ją zachowanie Em. A przecież w umowie kupna –sprzedaży o miłości nie było ani słowa. Em traktuje Szi przedmiotowo i tak w jego mniemaniu powinno pozostać – przemiana Szi jest źródłem jego co najmniej zakłopotania i budzi gwałtowny protest, z którego zresztą korzysta czujny Markus. Michał Kruk w tej roli świetnie się odnalazł.

Em swój „związek" z humanką skrzętnie ukrywa przed rodzicami. Ojciec (Dymitr Hołówko) przyznaje w rozmowie z nim, że jest właścicielem pięknej humanki, na dodatek tego samego modelu, co Szi. Co prawda rola ojca była rolą niewielką i została odegrana jako transmisja live, ale występujący w niej Dymitr Hołówko bardzo mi się podobał. Podobnie świetnie odegrała swoją rolę Mirosława Olbińska jako Matka (trochę zwariowana i raczej niedojrzała) będąca w związku z dużo młodszym od siebie Edim (Adam Mortas). W chwili, kiedy dowiaduje się, że Szi jest humanką wpada w szał podkręcony wypitym alkoholem i robi scenę godną kochanki a nie matki. W każdym razie nie wypadło to na koniec śmiesznie, ale publiczności najwyraźniej ta scena przypadła do gustu. Pomijając tę scenę, a właściwie jej ostatnie sekundy, kiedy przesada przestała być śmieszna, rolę Matki Olbińska odegrała dowcipnie i swobodnie.


Fot. Natalia Kabatow


Adam Mortas jako Edi po prostu mi się spodobał. Znając go z innych występów, wiem, że nie zawodzi i niezależnie od tego, czy gra rolę większą czy mniejszą robi to dobrze i zawsze z dużą przyjemnością oglądam jego kreacje. Tym razem także nie dość, że zachował umiar w grze to jeszcze był po prostu w tej roli dobry i do bólu wiarygodny. Podobnie można pochwalić Łukasza Gosławskiego, który w sumie odegrał trzy postaci: Kita, Asystenta a w projekcji wideo Dziennikarza, role niewielkie, ale jednocześnie w subtelny sposób dopełniające grę innych.

Właściwie nie można odmówić realizatorom pochwały, że przygotowali spektakl dobry choć jest on w odbiorze bardzo uproszczony. Scenografię i kostiumy zaprojektował Mirosław Kaczmarek. Stworzył wizję świata / przestrzeni nowoczesnego mężczyzny, ceniącego przede wszystkim luz i wygodę. Akcja toczyła się w mieszkaniu typowo „kawalerskim" i nie tak znowu bardzo odbiegającym technologicznie od obecnych, możliwych do zastosowania w domach rozwiązań technicznych. Zwracała uwagę bardzo włochata wykładzina leżąca na całej powierzchni podłogi, która pewnie poza tym, że była elementem scenografii, miała chyba czysto praktyczne znaczenie. Z tyłu sceny podwieszono ekran na którym wyświetlano wideorozmowy Em z Ojcem, Matką czy też z Asystentem firmy produkującej humanoidalne roboty. Na tym ekranie Em oglądał telewizję i odtwarzał gry.

Kostiumy dobrze podkreślały charaktery postaci: przesadnie zwyczajny na tle innych Edi, kosmiczno-erotyczna Szi, pogubiony i nieco infantylny Markus, nieskutecznie odmładzająca się Matka i całkiem nobliwy Ojciec, który przeżywa którąś z kolei młodość. No i oczywiście Dżo i Kelnerka (w tej roli także wystąpiła Anna Bieżyńska), rozerotyzowane i mówiąc delikatnie potrzebujące męskiego ciała. Prawdziwie to męska, prosta i oczywista wizja świata i ludzkich typów skomponowana z najprostszych z możliwych obiegowych opinii i stereotypów. Ale za to jak najbardziej zrozumiała dla każdego, nawet niezaawansowanego widza, który rzadko bywa w teatrze.

Czy to dobry spektakl? I tak i nie. Był on na pewno dobrze zagrany. Był też porządnie zrealizowany, ale sprowadzenie problemu wchodzenia w relacje damsko-męskie do asekuracyjnego zaspokajania popędów i kopulowania bez zobowiązań jest zbytnim uproszczeniem. Tu nie ma nad czym myśleć, tu nie ma o czym rozmawiać, tu – co gorsza – nie znajdujemy rozwiązania a publiczność dostaje wszystko na tacy: kopiuj z rzeczywistości – wklej na scenę. Gładka fabuła i wartka akcja okraszona seksem i wulgaryzmami zapewne przyciągnie widownię i wcale mnie to nie zdziwi.

Niestety, dziś dobrze sprzedaje się jedynie to, co jest lekkostrawne i niezbyt wymagające w odbiorze.
Ja mierzę wyżej.



***
"Humanka"
- Jarosław Murawski

Teatr Nowy im. K. Dejmka w Łodzi
Premiera: 31 stycznia 2020 r. Mała Sala

REALIZATORZY:
Autor: Jarosław Murawski
Reżyseria: Lena Frankiewicz
Scenografia i kostiumy: Mirosław Kaczmarek
Choreografia: Karolina Kraczkowska
Muzyka: Filip Kaniecki
Video: Mateusz Zieliński
Asystent reżysera: Łukasz Gosławski
Inspicjentka: Teresa Hajman

OBSADA:

Monika Buchowiec (Mi)

Anna Bieżyńska (Dżo)

Mirosława Olbińska (Matka)

Marianna Zydek (Szi)

Łukasz Gosławski (Asystent I Human, Kit)

Dymitr Hołówko (Ojciec)

Michał Kruk (Markus)

Adam Mortas (Edi)

Bartosz Turzyński (Em)




http://www.dziennikteatralny.pl/artykuly/akt-w-tancu-czy-taniec-w-akcie.html 


Skutki uboczne. Rozmowa z Grzegorzem Kempinsky'm

Rozmowa z Grzegorzem Kempinsky’m – polskim reżyserem filmowym, teatralnym i telewizyjnym, scenarzystą i tłumaczem, trzykrotnym laureatem na...