sobota, 21 czerwca 2025

Historia ekologiczna - recenzja

 

Jeżeli ktoś obawiał się, że opowieść o Heli zaproponowana przez Teatr Arlekin w Łodzi będzie podszyta upolitycznioną ideologią powszechnej troski o efekt cieplarniany to zapewne miło został zaskoczony. Nie dość na tym, że żadnej tu polityki nie było, to na dodatek realizatorom udało się uniknąć przykrych dydaktyzmów. W rezultacie obejrzeliśmy czuły spektakl o odpowiedzialności i trosce o zachowanie równowagi środowiskowej odpowiedni dla widza w każdym wieku, z ciekawą fabułą i swoistym, nadmorskim kolorytem.


Fot. HAWA



Spektakl, którego prapremiera odbyła się 31.05.2025r. w Teatrze Arlekin w Łodzi,  powstał na podstawie książki Renaty Kijowskiej i opowiada o urodzonej w fokarium foce Heli. Pewnego dnia, kiedy pracownicy fokarium uznają, że Hela jest już wystarczająco, hm… dorosła, wypuszczają ją na wolność, aby rozpoczęła samodzielne życie w Bałtyku. Akcja spektaklu toczy się więc na lądzie i w morskiej głębinie. Realizatorzy zadbali o to, żeby podkreślić współzależności łączące dwa światy: ludzi i morskich zwierząt. Hela poznaje żyjące w morzu stworzenia, ale i napotyka tam wiele niebezpieczeństw w postaci plastykowych śmieci, zanieczyszczeń chemicznych czy rybackich sieci. Zyskuje jednak nowych przyjaciół. Nie brakuje też scen mrożących krew w żyłach – oczywiście z udziałem Heli. Jesteśmy nawet świadkami eksplozji niewybuchu i śmierci bohaterskiej meduzy, ale i są powody do uśmiechu. Cóż, trudno z tego spektaklu wyjść obojętnym - wzrusza, bawi, skłania do refleksji, uwrażliwia.

Dużym plusem tej realizacji jest scenografia i świetna reżyseria świateł, które w bardzo malowniczy sposób budują podwodny świat Bałtyku. Równie doskonałe wrażenie robią występujące w spektaklu lalki i nie będę ukrywać, że szczególnie bardzo spodobały mi się Krewetki i ławica Kur Diabełków z Kur Diabłem na czele. Warto tu zaznaczyć, że aktorzy nie mieli łatwego zadania, dosłownie dwoili się i troili, bo każdy z nich – poza Anną Moś – Domagałą – wcielał się w kilka postaci a każda była charakterologicznie inna. To był spory wysiłek. Dało się przy tym zauważyć, że animowanie dość dużymi i ciężkimi lalkami sprawia aktorom trochę kłopotu.

W spektaklu możemy obejrzeć kilka naprawdę smakowitych scen. Doskonałe były wejścia Krewetek (Adrianna Maliszewska i Maciej Piotrowski). W dużym napięciu trzymała scena podwodnej eksplozji, w której Aurelia (Katarzyna Stanisz) ratuje życie Kur Diabła (Piotr Bublewicz), ale przy tym sama ginie. I bardzo podobała mi się dramatyczna scena sztormu z udziałem Borysa, czyli Macieja Piotrowskiego. Doceniam, że reżyserka spektaklu, Katarzyna Hora, nie uciekła od trudnych tematów takich jak śmierć, strach, przemoc i zwróciła na nie uwagę widza w sposób wyważony i dyskretny. Jednocześnie widz dowiaduje się, że przeciwwagą jest przecież przyjaźń, odpowiedzialność, współpraca i dlatego ostatecznie historia Heli kończy się szczęśliwie, choć już bez udziału Aurelii. To daje nadzieję, prawda? I podpowiada, że wiele, jeżeli nie wszystko, zależy od nas samych - naszych decyzji, stanowczości, uporu i woli współpracy.


Do obejrzenia.



Fot. HAWA


Fot. HAWA



Fot. HAWA



Fot. HAWA



Fot. HAWA



***


Hela Foka. Historie na fali
- Renata Kijowska


Teatr Arlekin w Łodzi
Prapremiera: 31.05.2025, Duża Scena



Realizatorzy:



Reżyseria: Katarzyna Hora
Scenografia: Klaudia Laszczyk
Muzyka: Katarzyna Bem
Reżyseria światła: Piotr Nykowski
Konsultacje choreograficzne: Marta Wiśniewska
Adaptacja i dramaturgia: Magda Żarnecka
Na podstawie: książki Renaty Kijowskiej
Asystent reżysera: Piotr Bublewicz


Obsada:


foka Hela - Anna Moś-Domagała
Ilona, Marlon, Kur Diabełki, Pan Bałtyk - Emilia Dryja
mewa Krejzi, Kur Diabełki, Pan Bałtyk - Klaudia Kalinowska
Krewetka I, Pola, Pan Bałtyk - Adrianna Maliszewska
meduza Aurelia, mama Sonara, Kur Diabełki, Pan Bałtyk - Katarzyna Stanisz
Brando, Kur Diabeł, Wojtek, Pan Bałtyk - Piotr Bublewicz
Nejwi, Kur Diabełki, Pan Bałtyk - Rafał Domagała
Krewetka II, Borys, tata Sonara, Pan Bałtyk - Maciej Piotrowski
morświn Sonar, Adaś, Pan Bałtyk - Piotr Regdos




niedziela, 18 maja 2025

Dobrobyt gwarantowany - recenzja

 

Niedawna premiera Teatru Nowego w Łodzi „Kto jest szalony – ja czy świat?” w reżyserii Ruslána Viktorova to ciekawie skonstruowana tragifarsa, która z jednej strony bawi a z drugiej prowokuje do refleksji. Spektakl nie należy jednak do najłatwiejszych i nie dlatego, że postacie sceniczne posługują się psychologizmami, ale dlatego, że nakazy osiągania spektakularnych sukcesów i odczuwania bezwarunkowego szczęścia nie są już tylko specyfiką świata wielkich korporacji. Dotyczą bowiem każdego z nas, stając się podstawowym obowiązkiem i przez to czyniąc niezdolnymi do normalnego życia.


Fot. HAWA


Kiedy mam w perspektywie obejrzenie spektaklu reżyserowanego przez kogoś bez większego dorobku artystycznego, to zazwyczaj spodziewam się jakiegoś mniej lub bardziej udanego eksperymentu, próby sił, kontrowersji czy mini szoku estetycznego, na których można wypłynąć. No, w każdym razie czegoś w tym stylu. I nie ukrywam, że z takimi myślami jechałam do teatru i tym razem. Moje obawy jednak okazały się bezpodstawne - sensowna reżyseria to połowa sukcesu a w przypadku tej produkcji taka właśnie była. Postanowiłam sobie nawet, że będę śledzić przyszłe artystyczne losy Viktorova. Wydaje mi się, że jeszcze nieraz pozytywnie zaskoczy i widzów, i recenzentów.

Mocną stroną spektaklu obok całkiem niezłej reżyserii była również niewątpliwie logiczna, spójna i porządkująca fabułę scenografia. Akcja rozgrywa się w sali terapeutycznej instytutu dobrego nastroju, który przypomina raczej zakład psychiatryczny skrzyżowany z więzieniem. Mamy zatem pustawą przestrzeń o spokojnej kolorystyce. W jednej ze ścian ulokowane zostało okno służące do obserwowania przebywających w sali pacjentów instytutu. W przestrzeni za oknem także toczyła się akcja, najczęściej o humorystycznym zabarwieniu – co prawda jesteśmy pod stałą obserwacją, ale mamy jednak duże szanse być zarówno po tej po drugiej „stronie”. Ta „druga” strona dawała bohaterom sztuki odrobinę poczucia wolności i władzy. Sama koncepcja oszczędności w doborze elementów scenograficznych okazała się bardzo korzystna dla realizacji spektaklu, bowiem pozwoliła aktorom skupić uwagę widza na swojej - niezłej - grze. Stonowane barwy, gra świateł, elementy choreografii i muzyka trafnie dopełniły inscenizację o bardzo ciekawy, ale i przyjazny dla oka aspekt wizualny.

Mnie ten spektakl bardzo się spodobał. Nie, nie był nudny - wprost przeciwnie. Realizatorzy całkiem zgrabnie, z dystansem, ale i bezkompromisowo zdemaskowali mechanizmy, które wspaniale nazywamy skutecznością, karierą i rozwojem osobistym tudzież zawodowym a które zdaniem twórców są efektem manipulacji i przemocy, czyli w zasadzie dyktatury. Dlaczego? Ano dlatego, że mamy OBOWIĄZEK bycia szczęśliwymi, mamy OBOWIĄZEK dbać o wygląd i uśmiechać się, mamy OBOWIĄZEK odnosić sukcesy i dyscyplinować tych, którzy z jakichś powodów wyłamują z tego – jak się okazuje bardzo przykrego - dyktatu sukcesu. Z drugiej zaś strony NIE WOLNO nam dręczyć innych swoim smutkiem, depresją, porażką, czy wizualną brzydotą. Ludzie starzy, chorzy i myślący inaczej są systemowo dyskwalifikowani a ich powrót do „normalnego” życia warunkowany jest bezwzględnym podporządkowaniem się dyktaturze sukcesu, która nomen omen bywa przyczyną ich załamania. Podporządkowanie się tym zasadom jest gwarancją wszystkiego. Z jeszcze innej strony naszą powinnością staje się eliminowanie z przestrzeni publicznej tych najbardziej „opornych”. Sytuacje bez wyjścia, bez nadziei? Twórcy nie dają jednoznacznej odpowiedzi na to pytanie, ale pojawia się przewrotna sugestia, by swoje niedopasowanie uznać za objaw chorobowy, bo to jest społecznie i systemowo akceptowane.

Socjopatyczne rysy postaci, ich egzystencjalne maski, dylematy etyczne, strach przed zepchnięciem na margines – to wszystko zostało dość zgrabnie pokazane, bez nadmiernych przerysowań i wzmocnień. Momentami odnosiłam wrażenie, że uprawiam podglądactwo i ważniejsze dla mnie jest to, co dzieje się na scenie niż to, co aktorzy mówią. Nie jestem do końca przekonana, czy takie czerpanie na wprost sytuacji z życia, przenoszenie ich na scenę i jedynie wzbogacanie psychologizmami, jakimi posługują się mówcy motywacyjni to dobry pomysł. Przyznać muszę jednak, że ten zabieg sprawił, że widz mógł w tej czy innej postaci, w Zosi, Wandzie czy Janie przejrzeć się jak lustrze i zobaczyć na scenie samego siebie, wypełnionego obawami, rozpaczą, brakiem spełnienia. A to rzecz bardzo dokuczliwa, szczególnie, kiedy nie chcemy się przyznać do tego, co widzimy.

Do obejrzenia jeszcze raz za jakiś czas.


Fot. HAWA


Fot. HAWA


Fot. HAWA


Fot. HAWA


***



Kto jest szalony – ja czy świat?
- M. Pabian

Teatr Nowy im. K. Dejmka w Łodzi
Prapremiera: 25 kwietnia 2025 roku, Duża Scena


Realizatorzy:


Reżyseria: Ruslán Viktorov
Autor | dramaturgia: Michał Pabian
Scenografia | kostiumy: Maks Mac
Muzyka: Richard Wolf
Ruch sceniczny: Zuzanna Kasprzyk
Reżyser światła: Damian Pawella
Tłumaczenie procesu prób: Jakub Sierenberg
Asystentka reżysera: Weronika Ososko
Inspicjentka: Hanna Molenda

Obsada:


Karolina Bednarek (ŻAKLINA)
Barbara Dembińska (DOKTOR WANDA CZUJNIK)
Paweł Kos (JAN)
Halszka Lehman (MENEDŻERKA ZDROWIA ZOSIA)
Mirosława Olbińska (MATKA, taka bardziej trzy po trzy)
Paulina Walendziak (DOLORES)
Antoni Włosowicz (XANNY)
Maciej Bisiorek | gościnnie (MATTHIEW RICHARD)





niedziela, 4 maja 2025

Bezpretensjonalna historia miłosna. Donizetti w TWŁ

 

Owacjami na stojąco publiczność Teatru Wielkiego w Łodzi nagrodziła solistów występujących w nowej inscenizacji opery Gaetano Donizottiego „Napój miłosny”, której premiera odbyła się 22 marca b.r. Artyści czarowali lekkością wykonania partii solowych, młodzieńczym entuzjazmem i bezpretensjonalną swobodą sceniczną. Zaprezentowana inscenizacja miała – a w zasadzie ma - niewątpliwie wiele atutów.



Fot. J. Miklaszewska




„Napój miłosny” to dzieło powszechnie znane wielbicielom opery i bardzo często wystawiane. Zawsze cieszy się dużym powodzeniem zarówno wśród realizatorów jak i publiczności ze względu na swoje walory muzyczne jak i dobrze napisane, ciekawe libretto. Przedstawia ono perypetie miłosne Nemorina, który stara się o względy Adiny, lokalnej i dość kapryśnej piękności. Nadmienię, że tego wieczoru partię Nemorina śpiewał Krzysztof Lahman a jako Adina występowała Aleksandra Borkiewicz – Cłapińska. No i pewnego razu do wsi przybywają żołnierze a ich dowódca, sierżant Belcore (Armando Piña) oświadcza się dziewczynie, czym oczywiście doprowadza Nemorina do rozpaczy. Nemorino w tej sytuacji gotów jest do naprawdę dużych poświęceń. Aby zdobyć przychylność Adiny, kupuje u wędrownego handlarza Dulcamary (rewelacyjny Daniel Mirosław) napój miłosny, który ma zapewnić mu powodzenie u dziewcząt, ale przede wszystkim u Adiny. Dulcamara, jak to często bywa w handlu sprzedaje mu raczej marzenia, bo w rzeczywistości ów „miłosny napój” to po prostu butelka wina. Dalej akcja rozwija się szybko – Adina jednak przyjmuje zaręczyny sierżanta a Nemorino zaciąga się do wojska, żeby zdobyć pieniądze na kolejną butelkę miłosnego napoju. Jednak kiedy Adina dowiaduje się, że Nemorino uczynił to z miłości do niej, przestaje ukrywać swoje uczucia. Ostatecznie historia ma szczęśliwy finał a Dulcamara robi interes życia, bo wszystkim sprzedaje swój – jak się okazało bardzo skuteczny - napój miłosny.

Historia rozgrywa się na tle świetnie prezentującej się, rozbudowanej scenografii zaprojektowanej przez Marka Chowańca, znakomitego artystę i scenografa teatralnego. Zapewne występujący soliści i chór mieli w tak bogato zagospodarowanej przestrzeni dość trudne zadanie do wykonania, ale z perspektywy widza to artystyczne odwzorowanie pejzażu wsi czy też małego, prowincjonalnego miasteczka miało wiele uroku. Dodatkowym atutem były kostiumy zaprojektowane przez Marię Balcerek. W efekcie scenografia miała charakter wybitnie ilustracyjny i realistycznie odwoływała się do czasu i miejsca akcji. Widoczna była duża klasa artystyczna scenografa, który zbudował przestrzeń konsekwentnie unikając metafor czy udziwnień, w których pułapkę wpadają mniej zdolni scenografowie albo ci bardzo, bardzo młodzi. Ucieszyło mnie takie nawiązanie do dawnych form i stylów scenograficznych, bo nieczęsto można obejrzeć tak pięknie i sensownie przygotowane dekoracje. Brawo.

Przyznam szczerze, że kiedy przeczytałam nazwiska solistów na liście premierowej obsady, trochę zwątpiłam w powodzenie tej realizacji. Moją uwagę przyciągnął jedynie Daniel Mirosław, którego już wcześniej słuchałam i oglądałam w innych spektaklach a każdy z jego występów okazywał się rewelacyjny. Zachętą dla mnie była też strona plastyczna „Napoju miłosnego” ze względu na scenografa i kostiumolożkę. No i niestety w pierwszej chwili – tak jak się spodziewałam - mikra siła głosów Adiny i Nemorina rozczarowała mnie, bo nie mogli przebić się przez orkiestrę. Siedząc w piątym rzędzie na parterze, a więc raczej blisko sceny, niezbyt dokładnie słyszałam co i przede wszystkim jak śpiewają.. Wejście Belcora i oczywiście Dulcamara (pierwszorzędny występ Daniela Mirosława) zrekompensowało mi te drobne rozczarowania z nawiązką. Jak się później okazało realizatorzy poradzili sobie z problemem słyszalności solistów znakomicie i Krzysztof Lachman bezapelacyjnie zachwycił publiczność popisowym wykonaniem arii „Una furtiva lagrima”, za które otrzymał długie i zasłużone brawa. W jego interpretacji pojawił się cały wachlarz emocji - wykonanie arii Nemorina było ze wszech miar poruszające i na długo pozostanie w pamięci.

Muszę też przyznać, że mimo pewnych - technicznych raczej - niedogodności soliści wystąpili przecież z nieprzecietną brawurą sceniczną. Myślę, że jest w tym duża zasługa reżysera Wojciecha Adamczyka, który potrafił wydobyć z solistów niemałe talenty aktorskie i obok wykonań wokalnych postawić na aktorstwo jako równorzędny walor tej realizacji. Sądzę, że przyniosło to doskonały efekt. Soliści czarowali publiczność swoją grą i popisami wokalnymi, poruszając się przy tym po scenie z dużą swobodą, taką jakąś trochę salonową gracją. No, z niemałą przyjemnością przyglądałam się flirtom Adiny czy żołnierskim kombinacjom małżeńskim Belcora. Ale przecież doskonale wystąpiła również Patrycja Krzeszowska-Kubit (Gianetta) oraz chór, który poza zadaniami wokalnymi realizował zadania aktorskie. Całość wypadła zatem doskonale, trzymała w napięciu i w takiej przyjemnej przyjemności (proszę mi wybaczyć to niestylistyczne sformułowanie) oglądania i słuchania opery, która generalnie jest tak ograna, że może wydawać się nudna i banalna. Zapewniam, że ta realizacja dzięki swojej prostocie formy i rzetelnemu przygotowaniu oraz wykonaniu ani nudna, ani banalna nie jest.

W perspektywie minionego czasu (te słowa pisze blisko miesiąc po premierze) i po niespiesznym rozważeniu atutów i wad „Napoju miłosnego” w tej wersji, doszłam do wniosku, że nie ma co czepiać się jakichś technicznych niuansów. Dokonano dobrego wyboru obsady, ze sceny biła świeżość, jakaś młodzieńcza fascynacja, między solistami aż iskrzyło. Nic dziwnego, że publiczność biła głośnie brawa na stojąco w uznaniu dla klasy i brawury artystów. I słusznie.


PS. Jak zwykle duże brawa dla orkiestry TWŁ i Rafała Janiaka


Fot. J. Miklaszewska

Fot. J. Miklaszewska

Fot. J. Miklaszewska


Fot. J. Miklaszewska




***


„Napój miłosny”
- Gaetano Donizettiego


Teatr Wielki w Łodzi
Premiera: 22.03.2025


Realizatorzy:


Reżyseria: Wojciech Adamczyk
Kierownictwo muzyczne: Rafał Janiak
Scenografia: Marek Chowaniec
Kostiumy: Maria Balcerek
Światła: Jędrzej Skajster
Przygotowanie chóru: Rafał Wiecha
Asystenci reżysera: Waldemar Stańczuk, Adam Grabarczyk
Asystenci dyrygenta: Daniel Mieczkowski (dyrygent rezydent), Julianna Janaszek
Asystentka scenografa: Anna Macugowska
Inspicjentki: Karolina Filus, Eliza Wacławik


Obsada:

Adina: Aleksandra Borkiewicz – Cłapińska
Nemorino: Krzysztof Lachman, Maciej Tomaszewski
Belcore: Armando Piña
Dulcamara: Daniel Mirosław
Giannetta: Patrycja Krzeszowska
Notariusz: Mariusz Ciechowicz

Chór, Orkiestra Teatru Wielkiego w Łodzi




niedziela, 16 marca 2025

Prapremiera "Nocy szpilek" w Teatrze Nowym w Łodzi

 

Najnowszy spektakl Teatru Nowego im. Kazimierza Dejmka w Łodzi był dla mnie w pewnym sensie przyjemnym zaskoczeniem głównie z powodu dobrze zrobionej adaptacji. Nieczęsto można oglądać spektakle, które stopniowo – ze sceny na scenę - wznoszą widza na maksymalnie wysoki poziom emocji i tam pozostawiają pomimo rozwiązania akcji w ostatnim epizodzie. Reżyserujący „Noc szpilek” Piotr Pacześniak oszczędnie odkrywał karty i ujawniał tajemnice bohaterów opowieści. Te niedopowiedzenia wciągały jak najlepszy kryminał, bo coś od pierwszych chwil wisiało w powietrzu, bo przecież ta historia nie mogłaby być po prostu banalna...


Czterech mężczyzn - Manu, Beto, Carlos i Moco - spotyka się po dwudziestu latach na zjeździe absolwentów. Dla każdego z nich spotkanie to staje się momentem oczyszczenia ze zdarzeń pozornie zapomnianych i odległych. Jednak Manu (Michał Badeński), Beto (Damian Sosnowski) i Carlos (Maciej Kobiela) zmuszeni przez Moco (Łukasz Gosławski) do bolesnej wiwisekcji stopniowo coraz chętniej angażują się w grę, do której właściwie zostali nakłonieni szantażem. Wracają zatem pamięcią do czasu lat 90-tych, kiedy uczyli się w męskim liceum jezuitów a Lima ogarnięta była wojną domową i zaczynają przerzucać się odpowiedzialnością za konsekwencje ponurego żartu sprzed lat.

Wewnętrzne przemiany bohaterów opowieści - wahanie, strach, rozpacz, głupie, młodzieńcze nadzieje - zostały świetnie odegrane. Były czytelne, ale jakby naszkicowane ciemną akwarelą – zdecydowaną i miękką, rozmywającą się linią. Bardzo mi się to spodobało, bo z jednej strony wzbudzało współczucie dla bohaterów opowieści, z drugiej zaś poczucie grozy i niesprawiedliwości. Niekiedy przeszkadzały mi spowolnienia akcji, chwile przedłużającego się namysłu u bohaterów, ale wydaje mi się, że są to momenty, w których jeszcze może zadziać się coś ciekawego w sferze emocji przy okazji kolejnych pokazów.

W kontekście tej makabry będącej udziałem młodych chłopców, bardzo przejmująco wypada postać Pani Pringlin zagranej przez Katarzynę Żuk. Uwikłana w społeczne zwyczaje i reguły, staje się ofiarą, ale właściwie nie wiadomo kogo: chłopców, samej siebie, czasu wojny domowej, obyczaju, roli społecznej? Przyznam, że nie mogłam oderwać od niej oczu i z dużym przejęciem obserwowałam. Dumna, rzeczowa, nawet bezwzględna nauczycielka na koniec staje się bezradną, przerażoną, dręczoną cierpieniem kobietą. Widać to było w gestach, mimice, w napięciu mięśni. Katarzyna Zuk jest doprawdy cudowną aktorką.

Niewątpliwie dużym plusem „Nocy szpilek” są też ciekawie poprowadzona narracja i bardzo dobre rozwiązania scenograficzne. Nie było banału a oba elementy świetnie współgrały podnosząc napięcie. Było odważnie i prawdziwie, bo niejednoznacznie. Przecież często trudno jest odróżnić dobro od zła a w przestrzeni społecznej wciąż napotykamy relatywizmy, konteksty, akcenty, prawdy i półprawdy… No cóż, spektakl koniecznie do obejrzenia.



Fot. HAWA



Fot. HAWA



Fot. HAWA




***

„Noc szpilek”
- Santiago Roncagliolo

Teatr Nowy i. K. Dejmka
Prapremiera: 07 marca 2025, Mała Scena


Realizatorzy:

Tłumaczenie: Tomasz Pindel

Reżyseria | adaptacja: Piotr Pacześniak

Scenografia | kostiumy:Łukasz Mleczak

Choreografia | ruch sceniczny | koordynacja scen intymnych: Krystyna Lama Szydłowska

Reżyseria światła:Monika Stolarska

Asystentka reżyserki światła: Hela Rakovich

Muzyka: Michał Zachariasz

Inspicjentka: Agnieszka Choińska


Obsada:


Michał Badeński (Manu)
Łukasz Gosławski (Moco)
Maciej Kobiela (Carlos)
Rozalia Rusak (Pamela)
Damian Sosnowski (Beto)
Katarzyna Żuk (Pani Pringlin)


niedziela, 12 stycznia 2025

My wszyscy i każdy z osobna. Nabu w Arlekinie - recenzja

 

Od dawna planowałam obejrzenie „Wędrówki Nabu” w Teatrze Lalek Arlekin w Łodzi. Z terminami różnie bywa, ale tym razem, specjalnie na okazję styczniowej prezentacji, wygospodarowałam trochę czasu i wreszcie pojechałam na ul. Wólczańską 5 spotkać Nabu. Miałam zatem w minioną sobotę – hura! - dużą przyjemność obejrzeć naprawdę ciekawą, mądrą produkcję a nawet wziąć udział w warsztacie edukacyjnym i w bardzo interesującym spotkaniu z aktorami z obsady spektaklu.


Spektakl powstał na podstawie książki Jarosława Mikołajewskiego podejmującej nieprzerwanie aktualny temat nietolerancji i kryzysu migracyjnego. Opowiada o Nabu, małej dziewczynce, która wraz z rodzicami i bratem mieszka w wiosce za morzem. Pewnego dnia, pożar wioski odbiera im bezpieczne schronienie i Nabu rozpoczyna samotną wędrówkę w poszukiwaniu nowego domu dla siebie i swojej rodziny, w miejscu, w którym domy się nie palą.


Fot. HAWA

Ta wzruszająca historia została opowiedziana przez realizatorów Arlekina prostymi środkami plastycznymi z wykorzystaniem projekcji, elementów teatru cieni i przy użyciu lalki stolikowej. Wystąpiło zaledwie trzech aktorów, ale było dynamicznie i przez scenę przewinęło się wiele postaci – pojawiali się na scenie Policjanci, Celnicy, Żołnierze i Narratorzy. Adriannę Maliszewską, Marcina Piotrowskiego i Piotra Bublewicza trzeba pochwalić nie tylko za to, że z widoczną atencją zagrali swoje role, ale również za świetne wykonanie piosenki finałowej, zaś obu panów dodatkowo chwalę za udany debiut w tym spektaklu. Natomiast całej trójce artystów gratuluję żelaznych nerwów, bo doskonale ukryli sceniczną katastrofę! Ów fakt przeszedłby zapewne niezauważony dla większości widzów, gdyby aktorzy z rozbrajającą szczerością nie przyznali się do niego podczas spotkania z publicznością po zakończeniu spektaklu. 


Fot. HAWA


Rozmowa po spektaklu niewątpliwie była interesująca, aktorzy zdradzili kilka teatralnych tajemnic a najmłodsza i trochę starsza publiczność zadawała wiele pytań. Np. o to, z czego jest wykonane jest jezioro, morze czy głowa policjanta. Uzmysłowiło to zapewne niejednemu młodemu widzowi, że teatr to także – a może przede wszystkim - nasza wyobraźnia.

Mnie spektakl bardzo się spodobał. Unaocznia przede wszystkim to, że problem przymusowej migracji i bezdomności może dotknąć nas wszystkich i każdego z osobna, że problem ten dotyka także tych najmłodszych i najbardziej bezbronnych, że ci, w mocy których jest możliwość udzielenia pomocy, okazują się bezwzględni i nieczuli na ludzkie nieszczęście. Jakie to smutne. Jak wiele pułapek zastawiamy na samych siebie, zasieków z niewidzialnych drutów kolczastych czy barier ze szklanych ścian, które sprawiają, że człowiek wobec drugiego człowieka jest coraz mniej ludzki.


Fot. HAWA


Do obejrzenia dla każdego. Warto.





***

„Wędrówka Nabu”


Teatr Arlekin w Łodzi, Scena Kamralna
Prapremiera: 03.10.2020



Realizatorzy


Reżyseria: Przemysław Jaszczak
Teksty piosenek: Magda Żarnecka
Scenografia: Aleksandra Starzyńska
Muzyka: Urszula Chrzanowska
Projekcje: Agnieszka Waszczeniuk

Obsada:


Nabu - Adrianna Maliszewska
Narrator, Żołnierz, Policjant, Celnik - Piotr Bublewicz
Narrator, Żołnierz, Policjant, Celnik - Maciej Piotrowski



Historia ekologiczna - recenzja

  Jeżeli ktoś obawiał się, że opowieść o Heli zaproponowana przez Teatr Arlekin w Łodzi będzie podszyta upolitycznioną ideologią powszechnej...