poniedziałek, 26 września 2022

W przedsionku piekła. "Sonata Belzebuba" w łódzkim Teatrze im. Stefana Jaracza - recenzja

 

Realizatorzy związani z Teatrem im. Stefana Jaracza w Łodzi nie stronią od klasyki i wielkiej literatury, często trudnej w odbiorze dla współczesnego i dość niecierpliwego widza. Tym razem, na rozpoczęcie sezonu,  zaprezentowano  „Sonatę Belzebuba” S.I. Witkiewicza. I bardzo dobrze, bo jest to dramat idealny na czasy obecne. A ponieważ  spektakl , który oczywiście miałam przyjemność obejrzeć, okazał się całkiem nieźle przygotowany, rozpoczęcie sezonu w łódzkim „Jaraczu” mogę uznać za udane.


W wydanej drukiem w 1933 roku "Sonacie Belzebuba" Witkiewicz poruszył istotny na owe czasy problem - ale i jakże aktualny współcześnie! – kryzysu w kulturze. Aby przekazać swoją diagnozę kondycji ówczesnej myśli twórczej posłużył się postacią kompozytora, który pragnie stworzyć dzieło doskonalsze niż te, które dotąd stworzono. Pierwowzorem owego kompozytora był sam Karol Szymanowski. Zatem, młody kompozytor Istvan, aby uczynić zadość swoim ambicjom i stworzyć muzyczne arcydzieło zawiera pakt z Belzebubem.  Zgodnie z tym paktem musi wyrzec się siebie i stać się zabawką w rękach diabła.  I od razu nasuwa się cały zestaw ważkich pytań! Czy dążąc do doskonałości dzieła, Istvan jako twórca i osoba przestaje istnieć? Czy może nadal jest potrzebny dziełu jako jego autor? I czy rzeczywiście jest jego autorem? No i najważniejsze, kim jest diabeł? A czy zaprzedanie duszy takiemu współczesnemu Belzebubowi, przyniesie światu - dzieło a autorowi  - sławę?  Obawiam się, że zbyt często największym dziełem artysty jest… samozniszczenie: fizyczne, moralne, duchowe, czy jakiekolwiek inne. Niestety. A jaki z tego płynie wniosek? Lepiej nie paktujmy z diabłem.


Fot. Krzysztof Bieliński


Na scenie tego wieczoru  zatem działo się całkiem sporo. W odrealnionej przestrzeni panoszyły się wszechogarniająca niemoc i społeczna degrengolada, nadmierna ambicja i jej brak, drobne miłostki i wielkie romanse, miłość i przemoc, życie i śmierć. Postaci zostały wyraźnie zarysowane, ale były tylko jakby w połowie rzeczywiste. Egzystowały zapętlone w czasie, którego upływ zgrabnie sygnalizowało przygaszanie świateł. Odrealnienie postaci – i przestrzeni -dodatkowo podkreślił taniec do „Nocy komety” zaśpiewanej przez Baltazara (Mikołaj Chroboczek). Było to zapewne nawiązanie do  teledysku piosenki „Thriller” Michaela Jacksona, „nieszkodliwe” dla Witkacego i widzów, bo dobrze wkomponowane w spektakl.


Fot. Krzysztof Bieliński


Wśród aktorów moją uwagę zwrócili trzej panowie: wspomniany już Mikołaj Chroboczek w roli Baltazara, Paweł Paczesny w roli Istvana i Mariusz Słupiński jako Rio Bamba, który tego wieczoru podobał mi się najbardziej. Nie była to duża rola, ale za to bardzo dobrze zagrana -zdecydowanie wiarygodna i przekonująca. W przypadku Istvana było nieco trudniej, także w odbiorze tej postaci. Była bogato uposażona w emocje i trudna do zagrania, bo egzystowała na granicy choroby psychicznej. Nie do końca czuję się  przekonana co do jakiegoś, hm… autentyzmu przeżyć tej postaci, ale doceniam zasób umiejętności aktora. To jednak robi wrażenie.


Fot. Krzysztof Bieliński


Natomiast Mikołaj Chroboczek zagrał rolę, która im dłużej pozostawała na scenie, tym bardziej przyciągała uwagę. Pierwsze wrażenie, jakie odniosłam było niezbyt pochlebne, „musi się rozegrać” – myślałam – „jakoś tak nijako i przeciętnie”. Ale po paru minutach już z uwagą patrzyłam jak sceniczny Baltazar odkrywa karty i staje się iście diabelskim diabłem. Przemiana postaci była płynna, logiczna i kontrolowana. Wyglądało to bardzo wiarygodnie. Zdobyć zaufania, wykorzystać do własnych celów i ambicji i zniszczyć moralnie – jakie to obecnie typowe nie tylko dla scenicznych „belzebubów”, prawda?

Podsumowując – spektakl został ciekawie zrealizowany, oddaje ducha Witkacego, ale i nie stroni od odniesień do współczesności. No i – co istotne - jest dobrze zagrany. Biorąc pod uwagę to, że sam tekst dramatu daje szerokie możliwości interpretacyjne, sądzę, że i to, co widzimy na scenie może być odczytywane na wiele różnych sposobów i na kilku poziomach - począwszy od percepcji świata scenicznego jako swoistej codzienności pewnej grupy społecznej po myśl filozoficzną i kwestie duchowości. Oj, ambitnego zadania podjął się reżyser Radek Stępień przystępując do pracy nad „Sonatą Belzebuba”, ale myślę, że nie zawiódł.


 

***



"Sonata Belzebuba”
- Stanisław Ignacy Witkiewicz

Teatr im. Stefana Jaracza w Łodzi
Premiera 17 września 2022 r.

 

REALIZATORZY

reżyseria Radek STĘPIEŃ
dramaturgia i scenografia Konrad HETEL
kostiumy Aleksandra HARASIMOWICZ
muzyka Michał GÓRCZYŃSKI
wokalizy Barbara SONGIN
reżyseria światła Aleksandr PROWALIŃSKI
choreografia Kinga BOBKOWSKA
asystentka reżysera Natalia KLEPACKA
projekcje wideo Natan BERKOWICZ
inspicjentka, suflerka Marta BARASZKIEWICZ


O B S A D A
Baronowa/Tatiana Monika BADOWSKA
Hilda Fajtcacy Iwona KARLICKA
Krystyna Natalia KLEPACKA
Babcia Julia Izabela NOSZCZYK
Baltazar De Campos de Baleastadar Mikołaj CHROBOCZEK
Sakalyi Mateusz CZWARTOSZ
Istvan Paweł PACZESNY
Ambasador/Lokaj/Król Ryszard III Mariusz SIUDZIŃSKI
Rio Bamba Mariusz SŁUPIŃSKI

sobota, 10 września 2022

Zdyscyplinowanie. Po premierze "Bolera" w choreografii J. Przybyłowicza w Teatrze Wielkim w Łodzi - recenzja

 

Na zakończenie sezonu 2021/2022 publiczność Teatru Wielkiego w Łodzi miała możliwość obejrzeć niezwykłą premierę "Tryptyku baletowego", trzyczęściowego spektaklu, który powstał do utworów wybitnych kompozytorów: Edwarda W. Elgara, Karola Szymanowskiego i Maurice'a Ravela. Była to ostatnia premiera w jubileuszowym sezonie łódzkiego teatru. Choreografowie, Joshua Legge, Grzegorz Brożek i Jacek Przybyłowicz, zachwycili publiczność zaskakując ją nie tylko wyjątkowym talentem, ale i choreograficzną odwagą. Dziś o trzeciej części Tryptyku, czyli o choreografii Jacka Przybyłowicza.


Fot. Ewa Ryszkowska


 

Trudno kompozycję Przybyłowicza oglądać nie przywołując jednocześnie w pamięci realizacji innych choreografów, w tym  Maurice’a Béjarta i jego Baletu XX Wieku z 1961 roku, czy też z 2016  roku realizację Krzysztofa Pastora z Polskim Baletem Narodowym. Oczywiście choreografii do „Bolera” powstało dotąd znacznie więcej a rejestracje niektórych z nich można nawet obejrzeć w Internecie. Wspominam jednak o tych dwóch realizacjach ponieważ „Bolero” Béjarta zyskało chyba największy światowy rozgłos a „Bolero” Pastora jest – jak sądzę - najpiękniejszą realizacją jaką miałam przyjemność obejrzeć.


Fot. Ewa Ryszkowska


Niektóre choreografie „Bolera” wprost prowadzą dialog z kompozycją Ravela, nawiązując do dynamiki dzieła i jego scenicznej premiery z Idą Rubinstein. Oba te elementy dostrzegam chociażby w choreografii Béjarta. Inne są impresjami i skupiają się na kompozycji ruchowej a jeszcze inne istotny nacisk kładą na stronę plastyczną dzieła podkreślając np. emocje kolorem kostiumów. Niezależnie od zastosowanych środków zazwyczaj są to ciekawe pokazy, choć nie wszystkie można uznać za dobre. Podejrzewam jednak, że choreografowie tak czy inaczej przeżywają prawdziwe męki twórcze chcąc przygotować kompozycję inną niż wszystkie, dobrą a nawet lepszą niż poprzednie, nie narażając się na zarzut nijakości, przesady czy powtórzeń. Usłyszeć „ale to już było” wcale nie jest miło.


Fot. Ewa Ryszkowska


Przybyłowicz zatem miał zadanie trudne, ale jak najbardziej możliwe do wykonania. Stworzył choreografię, w której zespolił ruch, muzykę i plastykę tak silnie, że mogłoby się wydawać, iż brak któregokolwiek z tych elementów po prostu unicestwiłby pozostałe. Muzyka nie mogłaby istnieć bez ruchu, plastyka bez muzyki, ruch bez plastyki, itd. Taki pełny przekaz twórczy to niewątpliwie zaleta tej choreografii. W kompozycji widać rozmach i klasę choreografa. Jego myśl biegnie swobodnie, bez większego wysiłku choć z dużym naciskiem na emocjonalność i erotykę, ale jest to myśl zdyscyplinowana. Odniosłam też wrażenie, że Przybyłowicz odwrócił dynamikę „Bolera”, zaczynając pokaz od fantastycznego, kipiącego erotyką duetu (Giuseppe Stancanelli i Chase Vining) a kończąc na scenie zbiorowej, która jednak w kontekście całości okazała się trochę zbyt słaba jako zakończenie całej choreografii.


Fot. Ewa Ryszkowska

Wspomniani tu Stancanelli i Vining pokazali naprawdę doskonałą technikę i klasę – w mojej ocenie w tej części Tryptyku zaprezentowali się zdecydowanie najlepiej kradnąc schow pozostałym tancerzom. A było kogo podziwiać, bo cały zespół baletowy był tego wieczoru w doskonałej formie. Chwalę i tutaj Dominika Senatora za świetne partnerowania tym razem Ekaterinie Kitaevej – Muśko. Tancerka również zaprezentowała się w niezłej formie i choć - mając w pamięci jej występ w „Królewnie Śnieżce” - do zapowiedzi jej występu podeszłam z pewnymi wątpliwościami, to – nie zawiodłam się. Brawo. I oczywiście Karolina Urbaniak jak zwykle przyciągała moją uwagę. Doskonale partnerował jej Giuseppe Stancanelli, którego niestety cały czas pamiętałam z duetu męskiego (tego duetu po prostu nie da się zapomnieć!). Chase Vinning natomiast partnerował Kindze Łapińskiej z prawdziwie amerykańską swobodą, z jaką zatańczył już w „Mandragorze” Brożka. No, co tu kryć, tym razem Stancanelli i Vining zawładnęli moją uwagę i myśl, ale to również zasługa choreografa.

 

Fot. Ewa Ryszkowska

Mając nadzieję, że publiczność Teatru Wielkiego będzie jeszcze kiedyś mogła obejrzeć "Bolero" Przybyłowicza, kończę swoje rozważania o Tryptyku i swoją myśl już kieruję ku Łódzkim Spotkaniom Baletowym.

 

 ***

 

Teatr Wielki w Łodzi

Bolero
- Maurice Ravel
Premiera 11.06.2022


REALIZATORZY

Choreografia: Jacek Przybyłowicz
Kierownictwo muzyczne: Adam Banaszak
Scenografia: Jacek Przybyłowicz
Reżyseria świateł: Kagami

Projekcje multimedialne: Mikołaj Molenda
Asystent choreografa: Anna Krzyśków

Inspicjenci: Anna Krzemińska, Mariusz Caban


OBSADA

Duet męski:  Giuseppe Stancanelli i Chase Vining

Duety: Ekaterina Kitaieva-Muśko i Dominik Senator, Valentyna Batrak i Joshua Legge, Kinga Łapińska i Chase Vining, Karolina Urbaniak i Giuseppe Stancanelli,

Pas de quatre: Miaria Góralczyk, Gintautas Potockas, Dominik Senator, Koki Tachibana

Pary: Ekaterina Kitaeva-Muśko i Dominik Senator, Valentyna Batrak i Joshua Legge, Kinga Łapińska i Chase Vining, Karolina Urbaniak i Giuseppe Stancanelli, Anna Major i Koki Tachibana, Boglarka Novak i Paweł Kurpiel, Larisa Robles Zalevskaia i Brandon Demmers

oraz

Maria Góralczyk, Aleksandra Gryś, Sakurako Onodera, Dawid Kucharski, Fabian Michaux,


Orkiestra Teatru Wielkiego w Łodzi

Dyrygent: Adam Banaszak


poniedziałek, 5 września 2022

Lirycznie. Premiera "Displaced" w choreografii J. Legge w TWŁ - recenzja

 

Na zakończenie sezonu 2021/2022 publiczność Teatru Wielkiego w Łodzi miała możliwość obejrzeć niezwykłą premierę "Tryptyku baletowego", trzyczęściowego spektaklu, który powstał do utworów wybitnych kompozytorów: Edwarda W. Elgara, Karola Szymanowskiego i Maurice'a Ravela. Była to ostatnia premiera w jubileuszowym sezonie łódzkiego teatru. Choreografowie, Joshua Legge, Grzegorz Brożek i Jacek Przybyłowicz, zachwycili publiczność zaskakując ją nie tylko wyjątkowym talentem, ale i choreograficzną odwagą. Tym razem kilka słów o „Displaced” z choreografią J. Legge.


Fot. Ewa Ryszkowska


Legge jest artystą bardzo uwrażliwionym na dźwięk, przestrzeń i przepływ ruchu. To widać i w jego tańcu, i w tworzonych przez niego choreografiach. Są to kompozycje przesiąknięte liryzmem i subtelnością. Zawierają jednak znaczny, ale doskonale ulokowany a później umiejętnie kontrolowany, ładunek emocjonalny. Jest to niewątpliwie mocną stroną kompozycji tego młodego choreografa – nie potrzebuje kontrowersji, estetycznych przerysowań i gwałtownego akompaniamentu. Kreuje świat bazując na doskonałym zrozumieniu jak funkcjonuje ludzkie ciało w ruchu i co wtedy czuje. Tak też się stało w przypadku choreografii, którą skomponował do Koncertu wiolonczelowego e-moll op. 85 Elgara. Można było odnieść wrażenie, że wrażliwość muzyczna Elgara i wrażliwość taneczna Legge mają wspólną jakość, jakby twórczości obu artystów nie dzieliło kilka dziesięcioleci a zaledwie kilka lat.

 

Fot. Ewa Ryszkowska


W pierwszych minutach pokazu niewiele działo się w sferze tańca, ale za to całkiem sporo w płaszczyźnie emocjonalnej. Aleksandra Gryś zaprezentowała się solo bardzo dobrze, ale pamiętam ją z lepszych wystąpień, kiedy trudno było od niej oderwać spojrzenie. Później mogłam już tylko zachwycać się przepięknymi duetami. Przepięknymi pod względem choreograficznym, bardzo trudnymi technicznie i wyjątkowo pięknym ich wykonaniem. Tego wieczoru podobały mi się wszystkie duety, ale szczególnie pięknie, perfekcyjnie, po prostu – aż mi słów brakuje, co nieczęsto się zdarza – zatańczyli Karolina Urbaniak i Dominik Senator. W ich Adagio każda nuta była zatańczona, każdy gest kończył się tak jak powinien. Perfekcyjne partnerowanie Senatora  pozwoliło dodatkowo uwypuklić cudowną technikę Karoliny Urbaniak i jej - co tu kryć – urodę. Wyrazowo też było pięknie i patrzyłam na nich z nie ukrywanym zachwytam. Doprawdy, żałowałam, że  jestem zdyscyplinowanym widzem i nie rejestruję pokątnie spektakli. Brawo, brawo, brawo!

 

Fot. Ewa Ryszkowska



Dominik Senator równie świetnie zaprezentował się wraz z Aleksandrą Gryś tańcząc duet do Adagio – Moderato i na koniec ponownie z Karoliną Urbaniak w Allegro – Allegro ma non Troppo. Bardzo ciekawie wypadł duet męski- Koki Tachibana i Giuseppe Stancanelli. Technicznie obaj tancerze byli świetni, ale pod względem wyrazowym tym razem bardziej podobał mi się Stancanelli. Pamiętam jednak Tachibanę z „Hubris”, zatem doceniam umiejętności tego tancerza. Pozostałe duety też wypadły bardzo dobrze, choć przyznam szczerze te, w których tańczył Dominik Senator niewątpliwie bardziej przyciągały moją uwagę. Brandon Demmers o wiele lepiej wypadł w „Displaced” niż podczas prezentacji „Don Kichota”, podobnie zresztą jak Yuki Itaya. Troszkę jestem zła za tamte potknięcia, ale mam nadzieję, że zostanie mi to wybaczone, bo ową złość kieruję w stronę kompletującego obsadę a nie do tancerzy, skądinąd tancerzy dobrych.

 

Fot. Ewa Ryszkowska


Pokaz podobał mi się również od strony plastycznej. Oszczędne, ale i poniekąd monumentalne elementy scenografii stanowiły piękne tło dla tańczących a jednocześnie uwypuklały myśl przewodnią choreografa. Dużym atutem tej prezentacji było również wystąpienie Agnieszki Kołodziej. Wiolonczelistka dosłownie uwodziła swoją grą i zagrała przepięknie, za co zresztą słusznie otrzymała huczne brawa od publiczności. No, trudno po takiej prezentacji nie pokochać wiolonczeli.

 

Fot. Ewa Ryszkowska


Przyznam szczerze, że z dużą przyjemnością obejrzałam cały Tryptyk, ale „Displaced” był w tym zestawieniu baletem emocjonalnie porywającym. Nie był łatwy w odbiorze ze względu na ładunek emocjonalny i ów liryzm narracji, ale został pięknie skomponowany i równie pięknie zatańczony. Z czystym sumieniem i pełnym zaangażowanie podziwiam talenty choreografa i tancerzy i… cierpliwie czekam na inne równie dobre prezentacje.

 

 ***

 

Teatr Wielki w Łodzi

Displaced
- Edward W. Elgar
Premiera 11.06.2022

REALIZATORZY

Choreografia: Joshua Legge
Kierownictwo muzyczne: Adam Banaszak
Scenografia: Mariusz Napierała
Reżyseria świateł: Adam Trautz
Asystent choreografa: Dominik Muśko


OBSADA


Adagio- Moderato

Solo: Aleksandra Gryś

Duety: Aleksandra Gryś i Dominik Senator; Karolina Urbaniak i Brandon Demmers; Alicja Bajorek i Yuki Itaya

Lento – Allegro Molto

Duet męski: Koki Tachibana i Giuseppe Stancanelli

Adagio

Duet: Karolina Urbaniak i Dominik Senator

Allegro - Allegro ma non Troppo

Solo: Aleksandra Gryś

Duet męski: Koki Tachibana i Giuseppe Stancanelli

Duety: Karolina Urbaniak i Dominik Senator; Riho Okuno i Brandon Demmers; Kinga Łapińska i Dawid Kucharski; Maria Góralczyk i Paweł Kurpiel

Wiolonczela Solo: Agnieszka Kołodziej


Soliści, Koryfeje, Zespół Baletowy, Orkiestra Teatru Wielkiego w Łodzi

Dyrygent: Adam Banaszak

niedziela, 4 września 2022

Szymanowski według Brożka. Premiera „Mandragory” w Teatrze Wielkim w Łodzi - recenzja


Na zakończenie sezonu 2021/2022 publiczność Teatru Wielkiego w Łodzi miała możliwość obejrzeć niezwykłą premierę "Tryptyku baletowego", trzyczęściowego spektaklu, który powstał do utworów wybitnych kompozytorów: Edwarda W. Elgara, Karola Szymanowskiego i Maurice'a Ravela. Była to ostatnia premiera w jubileuszowym sezonie łódzkiego teatru. Choreografowie, Joshua Legge, Grzegorz Brożek i Jacek Przybyłowicz, zachwycili zaskakując nie tylko wyjątkowym talentem ale i choreograficzną odwagą. Postanowiłam w pierwszej kolejności napisać kilka słów o kompozycji Grzegorza Brożka, która została zaprezentowana jako druga część Tryptyku. 


Fot. Ewa Ryszkowska

Szymanowski skomponował pantomimę "Mandragora op. 43" pod koniec maja 1920 roku na zamówienie Leona Schillera, ówczesnego kierownika muzycznego Teatru Polskiego w Warszawie. Chodziło o napisanie wstawki - zakończenia do III aktu komedii Moliera pt. "Mieszczanin szlachcicem". Kompozytor napisał utwór doskonale korespondujący z żartobliwym charakterem sztuki teatralnej, w której przecież pojawia się mnóstwo różnych gagów. Wydawałoby się zatem, że taka kompozycja to poniekąd sceniczny samograj i podobać się będzie, bo lubimy bawić się na komediach. Okazało się jednak, że choreograf nie miał łatwego zadania. Dlaczego?


Fot. Ewa Ryszkowska


Zapewne dlatego, że Karola Szymanowskiego dawno temu postawiono na piedestale obok Szopena i broń Boże, żeby ktoś odważył się go teraz stamtąd zsadzić. Tymczasem Grzegorz Brożek nie potraktował kompozycji sztampowo. Szymanowski i korporacja? Wystarczyło zajrzeć do programu teatralnego tryptyku, aby szybko zorientować się, na jaką okoliczność Szymanowski skomponował „Mandragorę” i zrozumieć myśl choreografa. Z drugiej jednak strony Brożek mimo wszystko kompozycję potraktował bardzo serio pisząc choreografię, w której punktem wyjścia jest „Mandragora” Szymanowskiego i komedia Moliera a punktem docelowym - niemal filozoficzny traktat o władzy. A może udało mu się opowiedzieć historię, w której niejeden z widzów czy recenzentów dostrzegł samego siebie? Choreograf przeniósł publiczność w "korpoświat" zbudowany na wszechobecnej rywalizacji, gdzie wszyscy (jak to możliwe?) są zdobywcami i muszą zdobywać pomijając nawet zasady etyczne i komplikując relacje. Brzmi znajomo? Będąc jednak wiernym nucie Szymanowskiego Brożek pokazał nam ów "korpoświat" z dużą dawką autentycznego humoru. Może niektórym wydało się to zbyt autentyczne i współczesne, ale mnie podobało się bardzo. A podobało się tym bardziej, że Brożek znalazł klucz do muzyki Szymanowskiego – ruch i muzyka dopełniały się, nie było między nimi żadnych „zgrzytów”.


Fot. Ewa Ryszkowska

Poziom trudności choreografii „Mandragory” był całkiem spory, pojawiły się w niej ciekawe rozwiązania. Występujący tancerze musieli rzeczywiście wykazać się dobrą kondycją i techniką tańca, bo raczej i tym razem nie dostali od choreografa taryfy ulgowej. Bardzo podobali mi się Chase Vining jako Cudak i Boglarka Novak jako Dziunia. Uwagę moją zwrócił także Giuseppe Stancanelli. To tancerz o niezwykłej wrażliwości, myślący całym ciałem. Generalnie sądzę, że to był wieczór Stancanelliego i Vinninga, ale do tego jeszcze wrócę przy okazji omówienia części Tryptyku z choreografią Jacka Przybyłowicza.  Tancerze zaprezentowali również spory talent aktorski. „Mandragora” była fabularyzowana, czytelna i nie można było przesadzić z przerysowaniem charakterologicznym czy emocjonalnym odgrywanych postaci. Na szczęście te komponenty pozostawały w równowadze, na poziomie akceptowalnym i bez ryzyka farsy.


Fot. Ewa Ryszkowska


Tę część Tryptyku należy zatem uznać za kompozycyjnie i wykonawczo udaną. A także odważną - ze względu na niepospolite podejście do twórczości Szymanowskiego. Z czystym sumieniem można twórcom i tancerzom bić brawo. Ze sceny ani przez moment nie powiało nudą, tandetą czy sztampą. Mimo to, mam cichą nadzieję, że te najlepsze choreografie Grzegorz Brożek ma jeszcze przed sobą.

 


****

Teatr Wielki w Łodzi

MANDRAGORA
- Karol Szymanowski
Premiera 11.06.2022


REALIZATORZY

choreografia: Grzegorz Brożek
kierownictwo muzyczne: Adam Banaszak
scenografia: Mariusz Napierała
reżyseria świateł: Adam Trautz
multimedia: Ewelina Ostrowska
asystent choreografa: Ekaterina Kitaeva-Muśko


OBSADA


Mandragora: Valentyna Batrak
Dziunia: Boglarka Novak
Cudak: Chase Vining
Zołza: Riho Okuno
Figurant: Nazar Botsiy
Klakier: Giuseppe Stancanelli
Tenor: Dawid Kwieciński
Fortepian: Taras Hlushko

Soliści, Koryfeje, Zespół Baletowy, Orkiestra Teatru Wielkiego w Łodzi

Dyrygent: Adam Banaszak



XXVII Łódzkie Spotkania Baletowe - zapowiedź wydarzenia

  Już za kilka dni, bo 26 kwietnia rozpoczynają się Łódzkie Spotkania Baletowe. Tym razem publiczność będzie mogła obejrzeć sześć choreograf...