poniedziałek, 26 września 2022

W przedsionku piekła. "Sonata Belzebuba" w łódzkim Teatrze im. Stefana Jaracza - recenzja

 

Realizatorzy związani z Teatrem im. Stefana Jaracza w Łodzi nie stronią od klasyki i wielkiej literatury, często trudnej w odbiorze dla współczesnego i dość niecierpliwego widza. Tym razem, na rozpoczęcie sezonu,  zaprezentowano  „Sonatę Belzebuba” S.I. Witkiewicza. I bardzo dobrze, bo jest to dramat idealny na czasy obecne. A ponieważ  spektakl , który oczywiście miałam przyjemność obejrzeć, okazał się całkiem nieźle przygotowany, rozpoczęcie sezonu w łódzkim „Jaraczu” mogę uznać za udane.


W wydanej drukiem w 1933 roku "Sonacie Belzebuba" Witkiewicz poruszył istotny na owe czasy problem - ale i jakże aktualny współcześnie! – kryzysu w kulturze. Aby przekazać swoją diagnozę kondycji ówczesnej myśli twórczej posłużył się postacią kompozytora, który pragnie stworzyć dzieło doskonalsze niż te, które dotąd stworzono. Pierwowzorem owego kompozytora był sam Karol Szymanowski. Zatem, młody kompozytor Istvan, aby uczynić zadość swoim ambicjom i stworzyć muzyczne arcydzieło zawiera pakt z Belzebubem.  Zgodnie z tym paktem musi wyrzec się siebie i stać się zabawką w rękach diabła.  I od razu nasuwa się cały zestaw ważkich pytań! Czy dążąc do doskonałości dzieła, Istvan jako twórca i osoba przestaje istnieć? Czy może nadal jest potrzebny dziełu jako jego autor? I czy rzeczywiście jest jego autorem? No i najważniejsze, kim jest diabeł? A czy zaprzedanie duszy takiemu współczesnemu Belzebubowi, przyniesie światu - dzieło a autorowi  - sławę?  Obawiam się, że zbyt często największym dziełem artysty jest… samozniszczenie: fizyczne, moralne, duchowe, czy jakiekolwiek inne. Niestety. A jaki z tego płynie wniosek? Lepiej nie paktujmy z diabłem.


Fot. Krzysztof Bieliński


Na scenie tego wieczoru  zatem działo się całkiem sporo. W odrealnionej przestrzeni panoszyły się wszechogarniająca niemoc i społeczna degrengolada, nadmierna ambicja i jej brak, drobne miłostki i wielkie romanse, miłość i przemoc, życie i śmierć. Postaci zostały wyraźnie zarysowane, ale były tylko jakby w połowie rzeczywiste. Egzystowały zapętlone w czasie, którego upływ zgrabnie sygnalizowało przygaszanie świateł. Odrealnienie postaci – i przestrzeni -dodatkowo podkreślił taniec do „Nocy komety” zaśpiewanej przez Baltazara (Mikołaj Chroboczek). Było to zapewne nawiązanie do  teledysku piosenki „Thriller” Michaela Jacksona, „nieszkodliwe” dla Witkacego i widzów, bo dobrze wkomponowane w spektakl.


Fot. Krzysztof Bieliński


Wśród aktorów moją uwagę zwrócili trzej panowie: wspomniany już Mikołaj Chroboczek w roli Baltazara, Paweł Paczesny w roli Istvana i Mariusz Słupiński jako Rio Bamba, który tego wieczoru podobał mi się najbardziej. Nie była to duża rola, ale za to bardzo dobrze zagrana -zdecydowanie wiarygodna i przekonująca. W przypadku Istvana było nieco trudniej, także w odbiorze tej postaci. Była bogato uposażona w emocje i trudna do zagrania, bo egzystowała na granicy choroby psychicznej. Nie do końca czuję się  przekonana co do jakiegoś, hm… autentyzmu przeżyć tej postaci, ale doceniam zasób umiejętności aktora. To jednak robi wrażenie.


Fot. Krzysztof Bieliński


Natomiast Mikołaj Chroboczek zagrał rolę, która im dłużej pozostawała na scenie, tym bardziej przyciągała uwagę. Pierwsze wrażenie, jakie odniosłam było niezbyt pochlebne, „musi się rozegrać” – myślałam – „jakoś tak nijako i przeciętnie”. Ale po paru minutach już z uwagą patrzyłam jak sceniczny Baltazar odkrywa karty i staje się iście diabelskim diabłem. Przemiana postaci była płynna, logiczna i kontrolowana. Wyglądało to bardzo wiarygodnie. Zdobyć zaufania, wykorzystać do własnych celów i ambicji i zniszczyć moralnie – jakie to obecnie typowe nie tylko dla scenicznych „belzebubów”, prawda?

Podsumowując – spektakl został ciekawie zrealizowany, oddaje ducha Witkacego, ale i nie stroni od odniesień do współczesności. No i – co istotne - jest dobrze zagrany. Biorąc pod uwagę to, że sam tekst dramatu daje szerokie możliwości interpretacyjne, sądzę, że i to, co widzimy na scenie może być odczytywane na wiele różnych sposobów i na kilku poziomach - począwszy od percepcji świata scenicznego jako swoistej codzienności pewnej grupy społecznej po myśl filozoficzną i kwestie duchowości. Oj, ambitnego zadania podjął się reżyser Radek Stępień przystępując do pracy nad „Sonatą Belzebuba”, ale myślę, że nie zawiódł.


 

***



"Sonata Belzebuba”
- Stanisław Ignacy Witkiewicz

Teatr im. Stefana Jaracza w Łodzi
Premiera 17 września 2022 r.

 

REALIZATORZY

reżyseria Radek STĘPIEŃ
dramaturgia i scenografia Konrad HETEL
kostiumy Aleksandra HARASIMOWICZ
muzyka Michał GÓRCZYŃSKI
wokalizy Barbara SONGIN
reżyseria światła Aleksandr PROWALIŃSKI
choreografia Kinga BOBKOWSKA
asystentka reżysera Natalia KLEPACKA
projekcje wideo Natan BERKOWICZ
inspicjentka, suflerka Marta BARASZKIEWICZ


O B S A D A
Baronowa/Tatiana Monika BADOWSKA
Hilda Fajtcacy Iwona KARLICKA
Krystyna Natalia KLEPACKA
Babcia Julia Izabela NOSZCZYK
Baltazar De Campos de Baleastadar Mikołaj CHROBOCZEK
Sakalyi Mateusz CZWARTOSZ
Istvan Paweł PACZESNY
Ambasador/Lokaj/Król Ryszard III Mariusz SIUDZIŃSKI
Rio Bamba Mariusz SŁUPIŃSKI

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Skutki uboczne. Rozmowa z Grzegorzem Kempinsky'm

Rozmowa z Grzegorzem Kempinsky’m – polskim reżyserem filmowym, teatralnym i telewizyjnym, scenarzystą i tłumaczem, trzykrotnym laureatem na...