Niedawna premiera Teatru Nowego w Łodzi „Kto jest szalony – ja czy świat?” w reżyserii Ruslána Viktorova to ciekawie skonstruowana tragifarsa, która z jednej strony bawi a z drugiej prowokuje do refleksji. Spektakl nie należy jednak do najłatwiejszych i nie dlatego, że postacie sceniczne posługują się psychologizmami, ale dlatego, że nakazy osiągania spektakularnych sukcesów i odczuwania bezwarunkowego szczęścia nie są już tylko specyfiką świata wielkich korporacji. Dotyczą bowiem każdego z nas, stając się podstawowym obowiązkiem i przez to czyniąc niezdolnymi do normalnego życia.
![]() |
Fot. HAWA |
Kiedy mam w perspektywie obejrzenie spektaklu reżyserowanego przez kogoś bez większego dorobku artystycznego, to zazwyczaj spodziewam się jakiegoś mniej lub bardziej udanego eksperymentu, próby sił, kontrowersji czy mini szoku estetycznego, na których można wypłynąć. No, w każdym razie czegoś w tym stylu. I nie ukrywam, że z takimi myślami jechałam do teatru i tym razem. Moje obawy jednak okazały się bezpodstawne - sensowna reżyseria to połowa sukcesu a w przypadku tej produkcji taka właśnie była. Postanowiłam sobie nawet, że będę śledzić przyszłe artystyczne losy Viktorova. Wydaje mi się, że jeszcze nieraz pozytywnie zaskoczy i widzów, i recenzentów.
Mocną stroną spektaklu obok całkiem niezłej reżyserii była również niewątpliwie logiczna, spójna i porządkująca fabułę scenografia. Akcja rozgrywa się w sali terapeutycznej instytutu dobrego nastroju, który przypomina raczej zakład psychiatryczny skrzyżowany z więzieniem. Mamy zatem pustawą przestrzeń o spokojnej kolorystyce. W jednej ze ścian ulokowane zostało okno służące do obserwowania przebywających w sali pacjentów instytutu. W przestrzeni za oknem także toczyła się akcja, najczęściej o humorystycznym zabarwieniu – co prawda jesteśmy pod stałą obserwacją, ale mamy jednak duże szanse być zarówno po tej po drugiej „stronie”. Ta „druga” strona dawała bohaterom sztuki odrobinę poczucia wolności i władzy. Sama koncepcja oszczędności w doborze elementów scenograficznych okazała się bardzo korzystna dla realizacji spektaklu, bowiem pozwoliła aktorom skupić uwagę widza na swojej - niezłej - grze. Stonowane barwy, gra świateł, elementy choreografii i muzyka trafnie dopełniły inscenizację o bardzo ciekawy, ale i przyjazny dla oka aspekt wizualny.
Mnie ten spektakl bardzo się spodobał. Nie, nie był nudny - wprost przeciwnie. Realizatorzy całkiem zgrabnie, z dystansem, ale i bezkompromisowo zdemaskowali mechanizmy, które wspaniale nazywamy skutecznością, karierą i rozwojem osobistym tudzież zawodowym a które zdaniem twórców są efektem manipulacji i przemocy, czyli w zasadzie dyktatury. Dlaczego? Ano dlatego, że mamy OBOWIĄZEK bycia szczęśliwymi, mamy OBOWIĄZEK dbać o wygląd i uśmiechać się, mamy OBOWIĄZEK odnosić sukcesy i dyscyplinować tych, którzy z jakichś powodów wyłamują z tego – jak się okazuje bardzo przykrego - dyktatu sukcesu. Z drugiej zaś strony NIE WOLNO nam dręczyć innych swoim smutkiem, depresją, porażką, czy wizualną brzydotą. Ludzie starzy, chorzy i myślący inaczej są systemowo dyskwalifikowani a ich powrót do „normalnego” życia warunkowany jest bezwzględnym podporządkowaniem się dyktaturze sukcesu, która nomen omen bywa przyczyną ich załamania. Podporządkowanie się tym zasadom jest gwarancją wszystkiego. Z jeszcze innej strony naszą powinnością staje się eliminowanie z przestrzeni publicznej tych najbardziej „opornych”. Sytuacje bez wyjścia, bez nadziei? Twórcy nie dają jednoznacznej odpowiedzi na to pytanie, ale pojawia się przewrotna sugestia, by swoje niedopasowanie uznać za objaw chorobowy, bo to jest społecznie i systemowo akceptowane.
Socjopatyczne rysy postaci, ich egzystencjalne maski, dylematy etyczne, strach przed zepchnięciem na margines – to wszystko zostało dość zgrabnie pokazane, bez nadmiernych przerysowań i wzmocnień. Momentami odnosiłam wrażenie, że uprawiam podglądactwo i ważniejsze dla mnie jest to, co dzieje się na scenie niż to, co aktorzy mówią. Nie jestem do końca przekonana, czy takie czerpanie na wprost sytuacji z życia, przenoszenie ich na scenę i jedynie wzbogacanie psychologizmami, jakimi posługują się mówcy motywacyjni to dobry pomysł. Przyznać muszę jednak, że ten zabieg sprawił, że widz mógł w tej czy innej postaci, w Zosi, Wandzie czy Janie przejrzeć się jak lustrze i zobaczyć na scenie samego siebie, wypełnionego obawami, rozpaczą, brakiem spełnienia. A to rzecz bardzo dokuczliwa, szczególnie, kiedy nie chcemy się przyznać do tego, co widzimy.
Do obejrzenia jeszcze raz za jakiś czas.
![]() |
Fot. HAWA |
![]() |
Fot. HAWA |
![]() |
Fot. HAWA |
![]() |
Fot. HAWA |
***
Kto jest szalony – ja czy świat?
- M. Pabian
Teatr Nowy im. K. Dejmka w Łodzi
Prapremiera: 25 kwietnia 2025 roku, Duża Scena
Realizatorzy:
Reżyseria: Ruslán Viktorov
Autor | dramaturgia: Michał Pabian
Scenografia | kostiumy: Maks Mac
Muzyka: Richard Wolf
Ruch sceniczny: Zuzanna Kasprzyk
Reżyser światła: Damian Pawella
Tłumaczenie procesu prób: Jakub Sierenberg
Asystentka reżysera: Weronika Ososko
Inspicjentka: Hanna Molenda
Obsada:
Barbara Dembińska (DOKTOR WANDA CZUJNIK)
Paweł Kos (JAN)
Halszka Lehman (MENEDŻERKA ZDROWIA ZOSIA)
Mirosława Olbińska (MATKA, taka bardziej trzy po trzy)
Paulina Walendziak (DOLORES)
Antoni Włosowicz (XANNY)
Maciej Bisiorek | gościnnie (MATTHIEW RICHARD)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz