piątek, 3 marca 2017

Polski strój ludowy w fotografii Gadomskiego i Kubskiej


Muzeum Miejskie w Tychach wydało niedawno świetny album dokumentujący polski strój ludowy. Publikację charakteryzuje bardzo starannie wyselekcjonowany materiał etnograficzny i funkcjonalna myśl edytorska.





Ze względu na zawarty w publikacji  materiał ikonograficzny książka powinna zainteresować nie tylko specjalistów, ale również nieprofesjonalnych wielbicieli kultury ludowej oraz poszukujących inspiracji twórców. Być może wciąż jest dostępna, warto zatem skontaktować się z Muzeum.


poniedziałek, 20 lutego 2017

Policja - recenzja

Trafiło się ślepej kurze ziarno, czyli bilety na premierę. Całkowicie niespodziewanie, bo nawet - o zgrozo! - nie miałam świadomości, że tego dnia grana jest premiera "Policji" - debiutanckiej sztuki Sławomira Mrożka z 1958 roku. W każdym razie pewnego dnia trzymałam w dłoni bilety i to na bardzo przyzwoite miejsca. I chociaż czekałam na pokaz "Policji" dość niecierpliwie, nie uwzględniłam faktu, że mam do czynienia z wydarzeniem premierowym, oczywiście ominęły mnie przyjemności i atrakcje związane z tym wydarzeniem: przemówienia, podziękowania a później lampka szampana. Tak się dzieje, kiedy przychodzi się do teatru tuż przed spektaklem a wyjść trzeba tuż po. Dobrze, że chociaż ubrałam się przyzwoicie i nie odstawałam zanadto od eleganckiego towarzystwa. Dodam jeszcze, że wydarzenie miało miejsce w Łodzi w Teatrze Nowym im. K. Dejmka, 18 lutego 2017.








W pewnym państwie z demokratycznie wybraną władzą pustoszeją więzienia, bo kraj rozkwita a społeczeństwo jest prawomyślne, szczęśliwe i co najgorsze LOJALNE. Nadzór i stosowne organa państwowe - a co za tym idzie policja - tracą sens i rację bytu. Na szczęście w więzieniu jest ostatni osadzony, ale pewnego dnia ów ostatni i jedyny wiezień polityczny postanawia zerwać z przeszłością i stać się praworządnym i lojalnym obywatelem. Prowokacja ma uzasadnić istnienie władzy - władza sama stwarza problemy, które dla dobra ogółu później rozwiązuje udowadniając, że jest niezbędna. Mrożek nie tyle o policji pisał, co o władzy jako takiej. Policja jest tu jedynie narzędziem systemu a nie systemem samym w sobie. Prędzej czy później każda władza o zapędach totalitarnych zaczyna zjadać własny ogon, bo swoje działania sprowadza do absurdu. A jak inaczej omówić system totalitarny, jeżeli nie przez opis jego narzędzi i mechanizmów działania? Tu nie szło jednak o policję, ale o człowieka w państwie totalitarnym, co jest skłonny zrobić, co go motywuje do takich a nie innych zachowań i co zrobi, kiedy nagle okaże się, ze jego rola się skończyła i jest zbędny? Czym się posłuży, żeby utrzymać status społeczny związany z pewnym zakresem władzy, który już osiągnął? Nie czytałabym Mrożka przez pryzmat tego co widać na scenie, ale odniosłabym do szerszych kontekstów i takie podejście do twórczości Mrożka, szczególnie wczesnej, wydaje mi się trafne. 

Działania podejmowane dla podtrzymania pewnego stanu rzeczy niekoniecznie są automanipulacją, po prostu, w którymś momencie dochodzisz do sprzeczności a nie ma możliwości wycofania się z czegoś, co staje się absurdem, bo zawsze da się - znów mniej lub bardziej absurdalnie - wytłumaczyć. Każdy z bohaterów Mrożka nie posługiwał się nie kłamstwem ale przepisem prawa. Samo namówienie generała na eksperyment nie wynikało z tego, że sam się zmanipulował, ale dlatego, że gdyby odmówił udziału w nim, zostałby posądzony o utrudnianie śledztwa, każdy każdego aresztował, bo każdy z nich mógł to zrobić w imię prawa, itd. Przy okazji każdy z nich to prawo chciał wykorzystać dla pozbycia się jak się okazało przeciwnika, zagrażającego posiadanej pozycji społecznej. A młody też raczej nie dokonał aktu automanipulacji, w mojej ocenie wykorzystał moment, aby wyjść na wolność i zrobić karierę jako adiutant a przy tym wykończyć generała. 

Totalitaryzmu nie wymyśliły zwierzęta tylko człowiek, zatem tam gdzie totalitaryzm tam człowiek i prawda o nim. Bez szerokiego kontekstu to byłaby tylko farsa na pracę wydziału dochodzeniowo-śledczego. O taki banał Mrożka bym nie posądzała. To była rozgrywka o władzę, rozgrywka absurdalna bo oparta na absurdalnie skonstruowanym prawie, wieloznacznym słowie i wypaczonych idea. Nie idzie o los naczelnika (granego przez Sławomira Suleja) jako postaci, ale o to, że dobrze zorganizowany system (państwo) stają się zbędne, bo obywatele, działając zgodnie z systemem nie wymagają kontroli. Chodziło o to, żeby naczelnik - przedstawiciel władzy, jej personifikacja - pozostał potrzebny, bo... stał się po prostu zbędny. Obywatele potrafiący działać bez nadzoru państwa, ale zgodnie z przepisami sprawiają, że państwo staje się niepotrzebne. A przedstawiciele władzy nie mogą do tego dopuścić. 





Państwo totalne ma regulować życie obywatela w każdym wymiarze tworząc nadmiar przepisów i przeprowadzając nadmiar kontroli - to oglądałyśmy: zaczyna zjadać własny ogon. System się wali, państwo upada, niech żyje demokracja. Głębszej analizy psychologicznej to raczej w Gombrowiczu właśnie można się doszukiwać. Mrożka jak sądzę należy odczytywać przez wymiar relacji człowiek w społeczeństwie. Oczywiście z całym dobrodziejstwem inwentarza motywacji i potrzeb wewnętrznych, tyle że i tak z tej relacji wypływających. Mrozek stworzył dramat uniwersalny, bo tak działa każdy system władzy, który traci wpływy, staje się coraz bardziej totalny i absurdalny. W "Policji" wartości nas interesujące tkwią poza człowiekiem, są raczej ideami, człowiek je akceptuje i staje się ich wyznawcą, bo tak ma być a nie dlatego, że tak "czuje". Tu raczej mamy do czynienie z czystym przejawem konformizmu (dostosowania się i korzystania z tego dostosowania) a nie uwikłaniem się w konflikt moralny przez poszczególne postaci, bo ten został przerzucony na widza. Uniwersalizm i ponadczasowość "Policji" polega na tym, że ową krytykę można odnieść do każdej nadmiernej władzy, także współczesnej.

Spektakl - co tu kryć  podobał mi się. Świetnie napisana sztuka jest podstawą dobrej prezentacji i cieszy mnie, że nie było tu jakichś przesadnych udziwnień reżyserskich czy scenograficznych. Że było trochę "po szkolnemu"? A po co poprawiać coś, co jest dobre zanim pzreniesione zostało na scenę?

***

reżyseria: Ryszard Brylski
scenografia: Wojciech Żogała
kostiumy: Katarzyna Adamczyk
światło: Rafał Wróblewski
muzyka na żywo: Damian Siuta, Bartosz Gułaj
asystent reżysera: Krzysztof Pyziak
inspicjentka: Teresa Hajman

premiera: 18 lutego 2017 r., Mała Sala

występują: Mirosława Olbińska, Wojciech Bartoszek, Wojciech Droszczyńsk, Artur Gotz, Krzysztof Pyziak, Sławomir Sulej   

czwartek, 16 lutego 2017

"Diamentowa karoca"


To jedna z najciekawszych książek cyklu o Fandorinie - fabuła cofa się w przeszłość począwszy od 1905 roku i poznajemy źródło fascynacji Fandorina Japonią. Wcześniejsze wydanie było dwutomowe, to, po które miałam okazję sięgnąć to jeden złożony tom i w sumie bardzo dobrze, ponieważ dzięki temu zaskakująca puenta powieści bardziej jaskrawa. Czytelnik nie ma pokusy czytania drugiego tomu jako pierwszego, żeby móc poznać losy Fandorina w układzie chronologicznym, lecz ma szansę cieszyć się dobra literaturą i zaskakującą kompozycją powieści.


 


Akunin pisze o Japonii w sposób intrygujący i inspirujący do bliższego poznania niezwykłej kultury i historii tego kraju. Akcja toczy się wartko, nie nuży, intryga wciąga i w zasadzie trudno oderwać się od książki. Realia japońskie przełomu wieków przeplatają się z napomknieniami o sytuacji w Rosji. Poznajemy podłoże konfliktu wschodniego, źródła rywalizacji między "wschodem" a "zachodem", wyjątkowość kultur wschodnich i jak się okazuje różnice, których nigdy nie udaje się w pełni zatrzeć. 

Powieść jest godna polecenia nie tylko wielbicielom twórczości Akunina i postaci przez niego stworzonej, ale także tym, dla których Japonia jest zagadką pobudzającą wyobraźnię.


...........................


Boris Akunin, Diamentowa Karoca, Świat Książki, Warszawa 2016
tłum. Jan Gondowicz





środa, 15 lutego 2017

"Czego nie widać" - recenzja

Nie przepadam za komediami. Szczególnie nie przepadam za tymi, które są grane na dużych scenach, bo muszą być mocno uproszczone, aby trafić w gusta wielu osób mogących zapełnić całkiem sporą widownię. Łatwo w nich o niepotrzebne przerysowania czy banał. Ale komedie mają bawić, ja zaś szukam drugiego, trzeciego a nawet czwartego dna, ukrytych intencji oraz treści nieoczywistych, więc sama sobie jestem winna.

projekt: Anna Maria Gajewska


No, ale poszłam na komedię, poszłam, w zasadzie nie żałuję, ale troszkę się wymęczyłam. Chodzi tu o sztukę "Czego nie widać" Michaela Frayna w Teatrze Nowym w Łodzi. Był to drugi pokaz spektaklu, tuż po premierze, zatem jeszcze nieograny i miał wszystkie wady komedii z dużej sceny. W treści prosto, istotności spłycone do granic możliwości, relacje międzyludzkie sprowadzone w sumie do gagów. Ale niewątpliwym plusem była sama konstrukcja sztuki i oprawa muzyczna. I rola Lucyny Szierok, której postać - jako jedyna w całym spektaklu - na oczach widzów przechodzi metamorfozę, a to w sposób niby oczywisty a to w całkiem zaskakujący i... dość radykalny oraz wiarygodny. Będę tę aktorkę obserwować, ponieważ mam wrażenie, że potrafi wydobywać ukryte emocje i motywacje z odgrywanych postaci a jednocześnie... nie jest nudna i tak całkiem zwyczajna w swojej pracy twórczej. Mam przynajmniej taką nadzieję. Chętnie zobaczę jak poradzi sobie w "Lolicie", bo "rokowania" są dobre, ale może po prostu w "Czego nie widać" miała rolę, która pozwalała jej na więcej niż innym? 


Lucyna Szierok, Paweł Audykowski, fot. HaWa

Pod kątem wizualnym spektakl generalnie jest bardzo ciekawie wyreżyserowany: obrotowa scena, animacje, zmiany dekoracji, rzut oka na spektakl od kulis - dużo się dzieje. Czas widzowi mija nie wiadomo kiedy, choć oglądając trzecią wersję tego samego aktu, można w duchu pomyśleć "no szybciej, szybciej". I rzeczywiście czas jakby przyspiesza :) Początkowa wizja Reżysera mija się z  jej wersją końcową i widz do końca nie wie, co jeszcze może wydarzyć się na scenie. Pomimo że odgrywa się - teoretycznie - jeden i ten sam spektakl wielokrotnie, to w rzeczywistości - na co zwrócił uwagę autor sztuki i artyści - za każdym razem można zobaczyć właściwie inny spektakl. Zmieniają się okoliczności, doświadczenia artystów, artyści dojrzewają w swoich rolach, wpadają w rutynę lub zaczynają bawić się rolami, albo załatwiają jakiś tam ważny interes przy okazji. Zdarzają się też sytuacje nie do przewidzenia a same relacje w zespole są odzwierciedleniem czasu, jaki przyszło aktorom wspólnie przeżyć. I tak dalej. I to jest w teatrze najpiękniejsze, ta zmienność, ulotność i niepowtarzalność przeżytej chwili. 




Zdjęcia pochodzą ze strony Teatru Nowego im. K. Dejmka w Łodzi






XXVII Łódzkie Spotkania Baletowe - zapowiedź wydarzenia

  Już za kilka dni, bo 26 kwietnia rozpoczynają się Łódzkie Spotkania Baletowe. Tym razem publiczność będzie mogła obejrzeć sześć choreograf...