poniedziałek, 28 lipca 2025

Musisz to zobaczyć, czyli przygody Pinokia całkiem na serio - recenzja

 



Świetna muzyka i doskonale poprowadzona dramaturgia to obok bogatej obsady oraz nieprzeciętnej scenografii i kostiumów tylko niektóre atuty najnowszej realizacji Teatru Wielkiego w Łodzi. „Przygody Pinokia” to przykuwająca uwagę i trzymająca w napięciu opera dla najbardziej wybrednych, małych i dużych wielbicieli teatru nie tylko operowego.


Fot. Joanna Miklaszewska


Historię Pinokia, pajacyka wystruganego z drewna zna chyba każdy - jeżeli nie z książki czy innych realizacji teatralnych to chociażby z filmu Disneya. Osią intrygi tej opowieści jest to, że Pinokio (tu Zuzanna Nalewajek) będący drewnianą kukiełką, ożywa i jako krnąbrny, nieposłuszny i aż nadto egoistyczny chłopiec od razu zaczyna sprawiać kłopoty. Jednak pomimo tego, że wpada w złe towarzystwo i nawet ucieka z domu, cały czas bardzo pragnie być dobrym chłopcem. Gepetto (Arkadiusz Anyszka), Błękitna Wróżka (Patrycja Krzeszowska) i Świerszcz (Bohdana Habryielian) starają się go wychować i sprowadzić na dobrą drogę. Nie mają jednak łatwego zadania, bo Pinokio spotyka także tych, którzy namawiają go do różnych złych rzeczy – Lisa (Jakub Foltak), Kota (Krzysztof Marciniak) i swojego szkolnego kolegę Knotka (Dawid Kwieciński) oraz tych, którzy go po prostu wykorzystują jak chociażby Dyrektora Cyrku (Rafał Pikała). Przygody Pinokia są zatem pełne niebezpieczeństw, nieoczekiwanych zwrotów akcji i barwnych postaci. Ale to nie tylko sympatyczna bajka, to przede wszystkim opowieść o dorastaniu. A ono nie jest łatwe, prawda?

Doskonałym posunięciem było oddanie obowiązku wyreżyserowania tego spektaklu Robertowi Drobniuchowi. którego doświadczenie w teatrach lalek okazało się mieć niebagatelne znaczenie. Realizatorzy przyjęli perspektywę widza dziecięcego, którego w teatrach formy nieożywionej traktuje się bardzo serio. Pomimo konwencji bajki, każda scena odnosiła się do jak najbardziej realnej rzeczywistości. Realizatorzy jednak opowiadali o niej posługując się środkami wyrazu, które możemy podglądać najczęściej w teatrach lalek. Dzięki tego rodzaju dramaturgicznym zabiegom w realizacji pojawiło się wiele przepięknie zainscenizowanych scen – ach, ten występ marionetek! - bardzo poważnych i równocześnie komicznych. A wszystko to działo się w doskonale zaprojektowanej scenografii, gdzie operowy przepych (podobno możliwości scenicznie teatrów operowych przyprawiają niekiedy o zawrót głowy) został sensownie wykorzystany do zbudowania świata tak fantastycznego, jak i najbardziej realnego.

Co ciekawe twórcy tej opery nie stronili od scen dosyć drastycznych, bo Pinokio niejednokrotnie stawał w obliczu najprawdziwszego niebezpieczeństwa. I tu znowu trzeba pogratulować Drobniuchowi, że udało mu się skupić uwagę widza na oczekiwaniu, co się dalej wydarzy a nie na samym akcie przemocy. Reżyser wykazał dużą klasę w opracowaniu scen, którym kompozytor i autor libretta narzucili dość jednoznaczny charakter. Zresztą kompozycja Jonathana Dove’a, niezwykle bogata i momentami nieoczywista mogłaby być znacznie trudniejsza w odbiorze dla bardzo młodego widza, gdyby nie wrażliwość na dziecięce emocje i doświadczenie lalkarskie reżysera. Kto lepiej poradziłby sobie z tak mocno podkreśloną dynamiką opowieści? Poza tym takie częste zmiany nastrojów, cały wachlarz emocji, gwałtowność reakcji, zagęszczenie w muzyce (wielkie brawa dla artystów orkiestry za fantastyczny występ!) wymagały dużych umiejętności wykonawczych tak wokalnych jak i aktorskich. Na przykład Zuzanna Nalewajek właściwie była cały czas w gotowości, bo w zasadzie nie schodziła ze sceny i była przeurocza, duet Kot i Lis niezmiennie dowcipny czy postacie kreowane przez Rafała Pikałę bezkompromisowo przyciągały uwagę, itd. Cudowna była Patrycja Krzeszowska… No, mogłabym tu wymienić niemal wszystkich występujących w premierowym spektaklu artystów, którzy najwyraźniej mieli swój dobry moment.

Pod względem estetycznym, wizualnym, dramaturgicznym, muzycznym i również aktorskim „Przygody Pinokia” bardzo mi się spodobały i mam nadzieję, że opera ta zagości na dłużej w łódzkim teatrze. W tej realizacji było wszystko to, co w teatrze podoba mi się najbardziej: intensywność przeżyć, doskonała muzyka, świetni soliści, dobre aktorstwo, doskonała scenografia i kostiumy a przede wszystkim kompatybilność poszczególnych elementów spektaklu. Sądzę, że jest to realizacja o dużej wartości artystycznej na miarę baletowej wersji „Alicji w Krainie Czarów” z londyńskiej Opery Królewskiej i dydaktycznej. Jedynie, czego mogę się przyczepić to chyba tylko mikroportów, choć przy tak bardzo złożonej kompozycji muzycznej oraz wyjątkowo dużej dynamice spektaklu ich zastosowanie ostatecznie można uznać za uzasadnione.


Familijnie. Koniecznie do obejrzenia.



Fot. Joanna Miklaszewska



Fot. Joanna Miklaszewska



Fot. Joanna Miklaszewska



Fot. Joanna Miklaszewska



Fot. Joanna Miklaszewska



Fot. Joanna Miklaszewska


***


Przygody Pinokia
- Jonathan Dove

Autor libretta: Alasdair Middleton na podstawie powieści Carla Collodiego Data premiery:


Teatr Wielki w Łodzi
Prapremiera polska: 1.06.2025




Realizatorzy:


Kierownictwo muzyczne: Rafał Janiak
Reżyseria: Robert Drobniuch
Scenografia: Aleksandra Starzyńska
Kostiumy: Aleksandra Starzyńska
Światła: Prot Jarnuszkiewicz
Projekcje multimedialne: Magdalena Łazarczyk, Łukasz Sosiński
Choreografia: Paulina Jaksim

Przygotowanie chóru: Rafał Wiecha

Asystenci reżysera: Adam Grabarczyk
Asystenci dyrygenta: Marcin Mirowski, Daniel Mieczkowski, Marta Kosielska

Autor polskiego przekładu libretta: Jacek Mikołajczyk

Realizacja dźwięku: Jan Kędzierski, Nikodem Sikorski
Autor plakatu: Paweł Ponichtera
Inspicjentki: Eliza Wacławik, Karolina Filus


Obsada:


PINOKIO: ZUZANNA NALEWAJEK
ŚWIERSZCZ: BOHDANA HABRYIELIAN
GEPETTO: ARKADIUSZ ANYSZKA
POŁYKACZ OGNIA, MARIONETKARZ / ROLNIK: ROBERT ULATOWSKI
MAŁPI SĘDZIA / DYREKTOR CYRKU ROLNIK: RAFAŁ PIKAŁA
KOT: KRZYSZTOF MARCINIAK
KNOTEK: DAWID KWIECIŃSKI
BŁĘKITNA WRÓŻKA: PATRYCJA KRZESZOWSKA
GOŁĄB: AGNIESZKA MAKÓWKA
LIS / WOŹNICA: JAKUB FOLTAK
NAGANIACZ: DAWID SAFIN
ARLEKIN: MARCIN CIECHOWICZ
ROZAURA: KATARZYNA PAWŁOWSKA
PANTALONE: ROBERT IWANKIEWICZ
SPRZEDAWCA WĘGLA: DAWID SAFIN
MURARZ: WOJCIECH STRZELECKI
MISTRZ BĘBNÓW: VALERY PADUKOU
ECHO: DAGMARA ĆWIK, AGATA RAWSKA-KMITA, WIKTORIA BOROŚ
3 ROLNIKÓW: KAROLINA JAGODA, EWELINA DACHOWSKA, ROBERT IWANKIEWICZ
ZŁOWIESZCZA POSTAĆ W TŁUMIE: ARTUR MLEKO
POSTACI Z TŁUMU PRZED TEATREM: KAROLINA JAGODA, DAGMARA ĆWIK, PEPE DIAZ- CRUZ, WOJCIECH GLĄDYS
NIEZADOWOLONA PANI Z WIDOWNI TEATRALNEJ: WIKTORIA BOROŚ
MARIONETKOWI POLICJANCI: KAJETAN KUŁAGOWSKI, ADRIAN KUBIAK
KRÓLIKI: AGATA RAWSKA-KMITA , JOANNA ŻELAZNY, WIKTORIA BOROŚ, WOJCIECH GLĄDYS, MICHAŁ WŁODARCZYK, PEPE DIAZ-CRUZ

piątek, 11 lipca 2025

Kontrasty. Trzy spojrzenia na "Morze" - recenzja

 

Po „Wieczorze kompozytorów polskich”, na który złożyły się trzy choreografie nawiązujące tematycznie do gór, „Morze” jest kolejnym tryptykiem baletowym, zaproponowanym publiczności przez Teatr Wielki w Łodzi. Tym razem temat przewodni opracowali Emanuel Gat („Four Oceanic Dances”), Jacek Przybyłowicz („Pärt/s”) i Douglas Lee („La Mer”). "Morze" to festiwal kontrastów i odmienności twórczych spojrzeń, fascynujących odniesień i reinterpretacji czegoś, co pozornie każdemu z nas jest dobrze znane.



Spektakl premierowy „Morza” zatańczono 26 kwietnia br. Tego wieczoru orkiestrę Teatru Wielkiego w Łodzi poprowadziła Maria Fuller. Na samej premierze „Morza” niestety z przyczyn zawodowych nie byłam. Udało mi się natomiast obejrzeć transmisję online z drugiego pokazu premierowego a niedawno, 14 czerwca również kolejny spektakl w teatrze. W czerwcu za pulpitem dyrygenckim stanął Marcin Mirowski, obsady tancerzy były premierowe, zatem z zadowoleniem, ale i dużymi oczekiwaniami zasiadłam na widowni.

Początek nie wypadł najlepiej, bowiem w pierwszej części wieczoru tancerze Teatru Wielkiego w Łodzi wykonali choreografię Emanuela Gata pt. „Four Oceanic Dances” do muzyki Benjamina Brittena z opery „Peter Grimes”, co do której miałam wątpliwości już podczas oglądania spektaklu online. Niestety i tym razem ta część tryptyku mocno rozczarowała - choreografia była znaczeniowo mocno powierzchowna i technicznie niedopracowana. Czyżby choreografowi jednak zabrakło pomysłu? A może po prostu czasu? Kompozycja była - tak sądzę - z tych w rodzaju chaotycznych i przechodzonych a dodatkowo miałam nieodparte wrażenie, że sami tancerze nie bardzo odnajdywali się w tak uproszczonych choreograficznie etiudach. Nie było emocji, nie było dramaturgii, nie było dla mnie nic interesującego czy w jakiś sposób zaskakującego - poza muzyką, bo wykonania orkiestry słuchałam z dużą przyjemnością. Niewiele pomogły kostiumy o czystej, nieskomplikowanej formie ani w zasadzie ciekawie wyreżyserowane światła. Nie dostrzegłam tam też niczego, co choreograf zapowiedział w programie do spektaklu. Jeżeli jednak chodziło mu o wyrażenie zagubienia człowieka w kontekście przewagi natury nad nim samym – to owszem, rzecz się udała, ale być może tylko dlatego, że tancerze sprawiali wrażenie nierozumiejących tego, co tańczą. Ale to przecież nie ich wina. Tak czy inaczej była to zdecydowanie najsłabsza choreografia wśród trzech, zaprezentowanych publiczności tego wieczoru. Cóż, jeżeli miał to być eksperyment to niezbyt udany.

Fot. J. Miklaszewska



Fot. J. Miklaszewska


W drugiej części tryptyku zespół baletowy zatańczył choreografię Jacka Przybyłowicza pt. „Pärt/s”. Od razu przykuła uwagę hipnotyzująca minimalizmem dźwiękowym muzyka estońskiego kompozytora Arvo Pärta. W tej choreografii pojawiły się bardzo widowiskowe i piękne duety, skomponowane z ogromną wrażliwością i wymagające doskonałego przygotowania tancerzy. Zostały one perfekcyjnie wykonane – tu tancerze pokazali swoje doskonałe umiejętności i sceniczną klasę. W choreografii nie było jakichś pustych znaczeniowo czy technicznie banalnych „wypełniaczy” ruchowych – poszczególne fragmenty, duety, sceny grupowe płynnie przechodziły jedne w drugie, co dało wrażenie maksymalnego nasycenia całej choreografii treścią - tym bardziej, że poszczególne elementy zestawione były tak, aby kontrastować ze sobą. To przecież wymagało od tancerzy niezmiennie wysokiego poziomu koncentracji w czasie pokazu. Nietrwałość związków, zmienność, upływ czasu, potrzeba wspólnotowości i dążenie do zachowania indywidualizmu – to wszystko udało się choreografowi fantastycznie pokazać a tancerzom zatańczyć. Przybyłowicz kolejny raz postawił na eksplorację możliwości ruchowych tancerzy i znowu udało mu się wydobyć z nich to, co najlepsze. Zespół baletowy zatańczył precyzyjnie również pod względem wyrazowym. Widoczne było zrozumienie materii tej choreografii.

A była to choreografia bogata w symbole i znaczenia – to zawsze daje widzowi naprawdę duże możliwości odczytywania choreografii jako dzieła. Może to robić na różne sposoby a każdy z tych sposobów będzie tym właściwym. Tym bardziej, że jej warstwy - znaczeniowa i estetyczna - okazały się być spójne w każdym elemencie. Ciekawe, czy Przybyłowicz ma świadomość, że skomponował choreografię o tak znacznym walorze uniwersalizmu? Nawet pojawienie się w jego choreografii nurka, które na początku wzięłam za żart, można zinterpretować w kontekście obcości, inności, przypadkowości spotkań, płynności przenikania czy wchodzenia na nie swoje obszary egzystencji.

Ogromne brawa za to bogactwo formy i treści a jednocześnie za umiar i twórczą klasę, bo „Pärt/s” to choreografia nie tylko po prostu piękna, ale i dość trudna w odbiorze, bo wymagająca od widza podzielności uwagi i woli rozumowania. Np. podczas wykonywania duetów, w pewnym oddaleniu tańczyli swoje partie, jakby niezależnie inni tancerze. W pierwszej chwili mogło się to wydawać efektem przypadku, jakby bez znaczenia dla zasadniczego przesłania kompozycji. Jednakże, czyż nie jest to reinterpretacja społecznego oddalenia? Generalnie takie odwzorowanie morskich głębin i panujących w nim powiązań ekosystemowych w odniesieniu do relacji społecznych było niezwykle trafne i malownicze.


Fot. J. Miklaszewska



Fot. J. Miklaszewska



Trzecia choreografia „La Mer” miała natomiast kompozycję dość surową, z efektem płaskorzeźby albo malarstwa pasowego. Ta surowość wynikająca z artystycznego przetworzenia idei nieprzewidywalności żywiołu, jego tajemniczości, którą próbujemy oswoić tworząc mitologię czy obecności stworzeń mniej czy bardziej realnych stała się punktem wyjścia i… dojścia dla Douglasa Lee. W odróżnieniu od Przybyłowicza skontrastował dwa światy w odniesieniu do ich wymiaru wierzeniowego: realny – reprezentowany przez świat poza morski (brzeg morza, niebo) i mityczny – reprezentowany przez morską głębinę i żyjące w niej stworzenia. Te dwa światy łączą się ze sobą i niekiedy przenikają, co zostało doskonale zilustrowane bardzo ciekawie skomponowaną tak choreografią jak i scenografią wyraźnie korespondującą z tańcem. W zasadzie „La Mer” mogłoby być pokazywane jako samodzielny spektakl baletowy a nie tylko jako część większej całości. W tej choreografii – odniosłam takie wrażenie - udział brała również scenografia, zmieniająca się w pewnym nieregularnym (ale jednak) rytmie. Nie była ona jedynie tłem, dekoracją. Podobnie światła i muzyka. Tymi trzema elementami spektaklu choreograf dosłownie zawładnął zespalając je z tańcem.

Tancerze i w tej choreografii doskonale się odnaleźli. Miałam zatem dużą przyjemność przyglądania się ich pracy. No, może biorąc pod uwagę wszystkie trzy choreografie dodam tylko, że tym razem tak szczególnie bardzo zwróciły moją uwagę panie: Laura Ryngajłło, Stanislava Pinčeková, Kata Ban i Claudie Lacquemanne.



Fot. J. Miklaszewska


Każdy z choreografów zaprezentował odmienną wrażliwość: Gat, próbujący wejść w emocjonalność i koloryty procesu twórczego, by w ten sposób niemal na oczach widzów tworzyć taniec i reinterpretować to, co nazywamy morzem; Przybyłowicz, który z zacięciem antropologicznym oraz zadziwiającą wprost wrażliwością zilustrował wzajemne powiązania organizmów morskich utożsamiając je niemal z tymi charakteryzującymi społeczności ludzkie; wreszcie Lee, którego choreografia przypominała niekiedy płaskorzeźby w układach pasowych ożywione na moment spektaklu, balansując interpretacyjnie na granicy tego co realne i mityczne. Sądzę, że ze względu na ogromne możliwości interpretacyjne tych dzieł, plastykę, warstwę muzyczną i same choreografie tryptyk „Morze” po prostu warto obejrzeć i to nawet nie jeden raz.

Cóż... Brawo.




***

„Morze” Tryptyk baletowy
Teatr Wielki w Łodzi
Premiera: 26.04.2025



Kierownictwo muzyczne: Maria Fuller
Orkiestra Teatru Wielkiego w Łodzi

„Four Oceanic Dances”
muzyka z opery: „Peter Grimes”
Kompozytor: Benjamin Britten

Realizatorzy:

Choreografia: Emanuel Gat
Scenografia, kostiumy i reżyseria światła: Emanuel Gat

Obsada:

Panie: Alicja Bajorek, Julia Sadowska, Karolina Urbaniak, Kinga Łapińska, Gabriela Ignaszak, Sakurako Onodera, Angela Albonetti, Ilona Nesterenko, Larisa Zalevskaia, Stanislava Pinčeková , Sonya Shteyn, Nicole G. Parry
Panowie: Nazar Botsiy, Gintautas Potockas, Paweł Kurpiel, Anton Arzhannikau, Oleksii Balitskyi, Nathan Cladridge, Samuele Sciotto, Emil Tamborski, Dawid Kucharski

„Pärt/s”
Kompozytor: Arvo Pärt

Realizatorzy:

Choreografia: Jacek Przybyłowicz
Scenografia i kostiumy: Jacek Przybyłowicz
Reżyseria światła: Maciej Igielski
Asystentka choreografa: Anna Krzyśków
Julia Kociuban - fortepian

Obsada:

Panie: Kata Bán, Valentyna Batrak, Maria Góralczyk, Izabella Grzybek, Ekaterina Kitaeva-Muśko, Claudie Lacquemanne, Kinga Łapińska, Laura Ryngajłło, Isotta Sellari, Riho Okuno, Karolina Urbaniak
Panowie: Oleksii Balitskyi, Emanuele Bernardi, Nazar Botsiy, Yuki Itaya, Paweł Kurpiel, Joshua Legge, Samuel R. Cerezo, Dominik Senator, Samuele Sciotto, Giuseppe Stancanelli, Koki Tachibana, Chase Vining

„La Mer”
Kompozytor: Claude Debussy

Realizatorzy:

Choreografia: Douglas Lee
Scenografia i kostiumy: Douglas Lee
Reżyseria światła: Maciej Igielski
Projekcje video: Adam Walicki
Asystentki choreografa: Izabela Zawadzka, Beata Brożek-Grabarczyk
Kierownictwo muzyczne: Maria Fuller
Asystent kierownika muzycznego: Marcin Mirowski
Asystentka ds. kostiumów: Julia Sadowska
Inspicjent: Mariusz Caban

Obsada:

Panie: Monika Maciejewska-Potockas, Laura Ryngajłło, Kata Ban, Stanislava Pinčeková, Claudie Lacquemanne
Panowie: Chase Vining, Joshua Legge, Koki Tachibana, Giuseppe Stancanelli






Bogactwo opiera się na różnorodności. Rozmowa z Jackiem Przybyłowiczem

- rozmowa z Jackiem Przybyłowiczem, tancerzem, rezydentem choreografem w Teatrze Wielkim w Łodzi i kuratorem Łódzkich Spotkań Baletowych. ...