W ramach Festiwalu Puccinowskiego w Teatrze Wielkim w Łodzi, w sobotę 7 grudnia wielbiciele opery obejrzeli premierową Cyganerię Giacoma Pucciniego, czteroaktowe dzieło muzyczne z 1896 roku inspirowane powieścią "Sceny z życia cyganerii" Henriego Murgera. To czwarta realizacja „Cyganerii” w TWŁ.
Cyganeria to zestawienie dość luźno powiązanych ze sobą scen, z których każda opowiada o czymś innym i ma inny wydźwięk emocjonalny. Akcja rozgrywa się w Paryżu około 1830 roku. Głównymi bohaterami są hafciarka Mimì i grupa artystów, typowych przedstawicieli paryskiej bohemy tamtych czasów. Sama historia przedstawia się dość prosto, żeby nie rzec – banalnie: pisarz romansuje z hafciarką, zrywają, żeby później się zejść i ostatecznie rozstają się nieodwracalnie, bo na koniec Mimi umiera na gruźlicę. Bez wzlotów, bez upadków, od początku do końca będąc na dnie - ot, taka tam historyjka na niezmiennym i dość niskim poziomie emocjonalności wynikającym z pogodzenia się z losem i życiem dniem codziennym. I tak też została odegrana - powierzchownie, pomimo drzemiącego w niej potencjału dramatycznego.
Fot. J. Miklaszewska |
W całej realizacji zdecydowanie najsłabszym punktem obok samej dramaturgii, była poszatkowana stylistycznie - do granic możliwości - scenografia, której przede wszystkim zabrakło spójności a pojawiło się w niej niemal wszystko. W zasadzie zastosowane rozwiązania wydawały mi się być bardzo przypadkowymi, podporządkowanymi chyba konieczności zagospodarowania sceny za wszelką cenę i to wszelkimi możliwymi do wykonania pomysłami. I o ile w pierwszej scenie scenografia mogła zrobić dobre wrażenie, to przecież należało ją udziwnić wzorując się na baśniowych realizacjach z teatru lalkowego. I to tylko po to, żeby niemal natychmiast przejść do rozwiązań musicalowych i sylwestrowego klimatu, który skutecznie odwracał uwagę od solistów. Końcowe sceny w dodatkowo udziwnionej scenografii były chyba najgorsze z całej realizacji. Elementy mieszkania Rodolfa zostały rozsunięte i zastąpione bryłami z białego kartonu, chyba miało to zasugerować jakieś zamrożenie, zimę, biedę (bo nie ma czym napalić w piecu) a może schyłek życia. Trochę to przypominało zdemolowane eskimoskie igloo. Nie bardzo jestem w stanie znaleźć uzasadnienia dla takiej koncepcji, bo ani to realizm, ani futuryzm a jeżeli metafora to jakże oderwana od poprzednich scen. Ostatnia scena, kończąca cały spektakl znowu z innej bajki, może z kinowej wersji „Gwiezdnych wojen”, z tym że znacznie gorsza, bo „Gwiezdne wojny” to lata odległe.
Fot. J. Miklaszewska |
Spektakl niewątpliwie uratowała orkiestra pod mądrym kierownictwem Rafała Janiaka potrafiącego doskonale zespolić inscenizację, która przecież estetycznie została strasznie rozbita. Była to bowiem realizacja przede wszystkim klarowna muzycznie i fantastycznie brzmiąca. W żadnym momencie orkiestra nie zdominowała solistów za to doskonale korespondowała z emocjami wpisanymi w wykonywane przez nich arie. Poszczególne sekcje instrumentów pięknie wybrzmiały i właściwie można powiedzieć, że to włączające się instrumenty prowadziły publiczność za rękę przez tę opowieść a nie reżyser i nawet nie główne postaci obecne na scenie. W mojej ocenie łódzka „Cyganeria” to „Cyganeria” Pucciniego i Janiaka. I dla tych dwóch nazwisk warto było ten spektakl obejrzeć a właściwie posłuchać.
Fot. J. Miklaszewska |
Troszeczkę rozczarowała mnie Iwona Socha, która pomimo pięknego, bogatego sopranu prześlizgnęła się przez tę inscenizację jakoś tak bez specjalnych emocji – aktorsko było płytko, ale za to wokalnie naprawdę pięknie. Podobnie Andrzej Lampert i pozostali. Trzeba przyznać, że Socha z Lampertem duet tworzyli całkiem ładny, choć muszę przyznać, że obejrzany - już podczas transmisji - duet Patrycji Krzeszowskiej-Kubit iJintang Luo spodobał mi się znacznie bardziej – chyba więcej w nim było autentycznych emocji i dramaturgii. Również bardziej podobała mi się śpiewająca 8 grudnia Hanna Okońska jako Musetta niż Milena Arsovskaa, która po prostu rozczarowała słabym głosem. Trudno zresztą mieć jakąś większą pretensję do solistów. Zaśpiewać – zaśpiewali, jakieś tam postacie zbudowali, ale owa powierzchowność i brak scenicznej wiarygodności był zbyt uderzający. Zapewne wynikał on raczej z jakichś bliżej mi nie znanych pomysłów reżysera, ale... Rafał Pikała potrafił wejść na scenę, zaśpiewać i zagrać i było w tym sporo autentyzmu. Mimo wszystko z dużą ciekawością posłuchałam i obejrzałam występujących artystów, którzy na łódzkiej scenie operowej rzadko goszczą – potencjał artystyczny mają duży.
Fot. J. Miklaszewska |
Podsumowując, „Cyganeria” w reż. Marcina Lakomickiego to kolejny spektakl, który niewiele wniósł poza warstwę muzyczną. Równie dobrze można byłoby przygotować wersję koncertową „Cyganerii” i kto wie, czy nie byłoby to lepsze rozwiązanie. Ale żeby nie było, że znowu narzekam, jest w tym spektaklu kilka malowniczych scen, które – w oderwaniu od całości - robią spore wrażenie. Nie jest zatem tak całkiem stracony dla publiczności. Doskonale też wpisuje się w okres karnawałowy. Jest przerysowany scenograficznie, nadmiernie połyskujący (no, zdecydowanie za dużo w scenografii srebrnej lamety) i brak w nim jakiejś sensownej wizualnej konsekwencji, ale jest doskonały muzycznie. I to przede wszystkim należy mieć na uwadze wybierając się do teatru na ten spektakl.
Do obejrzenie w karnawale.
***
CYGANERIA
- Giacomo Puccini
Autor libretta: Giuseppe Giacosa i Luigi Illica
Teatr Wielki w Łodzi
Premiera 07.12.2024r.
Realizatorzy:
Kierownictwo muzyczne: Rafał Janiak
Asystenci dyrygenta: Daniel Mieczkowski, Marcin Mirowski
Reżyseria: Marcin Lakomicki
Scenografia: Elena Zamparutti
Kostiumy: Cristina Aceti
Światło: Irene Selka
Video: Przemysław Jeżmirski
Przygotowanie chóru: Rafał Wiecha
Przygotowanie chóru dziecięco-młodzieżowego: Agnieszka Lechocińska
Asystenci reżysera: Adam Grabarczyk, Waldemar Stańczuk
Inspicjentki: Karolina Filus, Eliza Wacławik
Obsada:
Mimi: Iwona Socha
Musetta: Milena Arsovska
Rodolfo: Andrzej Lampert
Marcello: Arkadiusz Anyszka
Schaunard: Bartłomiej Misiuda
Colline: Michał Romanowski
Benoit: Rafał Pikała
Alcindoro: Robert Ulatowski
Parpignol: Pepe Diaz
Chór, Chór Dziecięco-Młodzieżowy i Orkiestra Teatru Wielkiego w Łodzi